Fundusz Składkowy Ubezpieczenia Społecznego Rolników jest ściśle powiązany z kontrolowaną przez Samoobronę Kasą Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego. Na czele Funduszu stoi prezes KRUS. Jednak w przeciwieństwie do KRUS pieniądze dla funduszu pochodzą ze składek samych rolników, a nie z budżetu. Fundusz wypłaca rolnikom pieniądze na świadczenia macierzyńskie, wypadkowe, chorobowe.
Instytucja obracająca milionami złotych zyskała właśnie nowego doradcę w osobie Kazimierza Wójcika. Były poseł Samoobrony z powodu niedostatków wykształcenia nie mógł objąć żadnego eksponowanego stanowiska, ale w Funduszu znaleziono sposób, żeby obejść przepisy. "Z panem Wójcikiem została niedawno podpisana umowa cywilno-prawna, do jego zadań będzie należało doradzanie władzom Funduszu Składkowego" - tłumaczy rzecznik funduszu Paweł Ludwicki.
Jakie kompetencje ma Kazimierz Wójcik, żeby zajmować stanowisko doradcy? - pyta gazeta Ludwickiego. "Pan Wójcik ma średnie wykształcenie".
"Z maturą?" - dopytuje dziennikarz. "Bez, ale jest byłym posłem, jest byłym członkiem rady rolników przy KRUS. Zna się na tym zakresie rzeczy, które wykonuje, czyli współpracy zarządu z parlamentem. Jako były poseł świetnie się na tym rozeznaje" - mówi rzecznik.
Ludwicki nie chciał zdradzić na ile opiewa umowa z Wójcikiem. "Nie ma tu żadnej sensacji, bo to nie są ogromne sumy" - stwierdził. Naciskany przyznał, że b. poseł zainkasuje z funduszu parę tys. zł.
Posada Wójcika zdziwiła działaczy Samoobrony z Małopolski. "Już raz stracił stanowisko szefa partii w regionie, jak się okazało, że zatrudnia syna jako dyrektora biura poselskiego i ma rodzinę na listach wyborczych" - wspomina partyjny kolega b. posła.
Zaskoczony jest też Marek Rocki, b. szef Rady Służby Cywilnej, senator PO: "Do spraw kontaktów z parlamentem nie wystarczy doświadczenie bycia posłem, a znajomość prawa i konstytucji, ewentualnie wiedza z zakresu PR, czyli raczej powinien się tym zajmować prawnik albo specjalista od PR. Zresztą w takich instytucjach są osoby znające się na tych zagadnieniach i nie trzeba powoływać nikogo dodatkowo" - podkreśla rozmówca "Gazety".