Jest ich 18. Miesięcznie zarabiają nawet 12 tys. zł. Do tego mają służbowe komórki, laptopy i co najważniejsze, nienormowany czas pracy - tak o doradcach Najwyższej Izby Kontroli pisze "Rzeczpospolita".
W ocenie gazety to superliga polskich urzędników. Rocznie kosztują podatników blisko 2 mln zł. Zdaniem prezesa Izby Mirosława Sekuły i rzeczniczki Małgorzaty Pomianowskiej doradcy pełnią w Izbie bardzo odpowiedzialne zadania. I wbrew powszechnej opinii ciężko pracują.
Dla wielu urzędników stanowisko doradcy to spokojna przystań. A prezes Sekuła nie ukrywa, że lubi zatrudniać. - Przygarniam wszystkich najlepszych specjalistów w kraju. Dla państwa byłoby ogromną stratą, żeby nie byli wykorzystywani - tłumaczy.
Jednak nie każdy może zostać doradcą NIK. Posady doradców są tak atrakcyjne, że nawet ci, którzy z Izby odchodzą, nie chcą rozstawać się z funkcją.
Prezes Sekuła udziela więc im bezpłatnych urlopów. - Izba nie może sobie pozwolić na odejście fachowców wyszkolonych za ciężkie pieniądze - uzasadnia. Takie rozwiązanie wybrało pięciu doradców - wylicza "Rz".