Organizowanie konferencji poświęconych artykułom, które dopiero mają się ukazać, było dotąd domeną Andrzeja Leppera. W czwartek identyczną taktykę przyjął minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Na specjalnej konferencji prasowej w czwartek komentował artykuł "Gazety Wyborczej" dotyczący okoliczności śmierci Barbary Blidy, który ukazał się dopiero następnego dnia.
Skąd minister na dzień przed publikacją wiedział, że "Wyborcza" przygotowuje nieprzychylny mu artykuł? Julia Pitera z PO ma dwa wyjaśnienia: "Albo przeciek wynikający z nadmiernego zakumplowania się dziennikarzy z politykami, albo inwigilacja mediów" - ocenia. Ziobro tłumaczy, że o powstaniu tekstu wywnioskował na podstawie pytań, jakie przysłali do niego dziennikarze "Faktów" TVN. Przysłuchujący się temu dziennikarze TVN protestują.
"Nie czytałem przecież tekstu, więc nie miałem pojęcia, o czym mowa. To była całkowita kompromitacja ministra. Kompletny bełkot" - mówi bez ogródek Andrzej Morozowski, współautor programu "Teraz my". "Pan Ziobro pochodzi z Krakowa, a to jest miasto Stanisława Lema. Pisarz napisał kiedyś czarujące recenzje nieistniejących książek. Może minister bierze z niego przykład? Jestem zwolennikiem obyczaju, że najpierw się czyta teksty, a dopiero potem się je komentuje" - dodaje Morozowski.
Dziennikarze "Gazety" komentują całą sprawę krótko. "To jest jakaś nowa jakość w działaniach rządu. Jeśli pan minister Ziobro będzie czynił niedługo tak, że będzie osądzał przestępców, zanim oni to przestępstwo popełnią, to będzie ideał. Na razie komentuje teksty, zanim one się jeszcze ukażą" - mówi Paweł Wroński.