Janina L. z Łodzi była w szoku, kiedy dwa dni po wyjściu ze szpitala, gdzie leczyła się po potrąceniu przez samochód - zadzwonił do niej adwokat. Zaoferował pomoc w uzyskaniu wysokiego odszkodowania od sprawcy wypadku. Poszkodowana do dziś nie wie, skąd przebiegły mecenas znał jej nazwisko i numer telefonu.
Tego rodzaju historie, które są normalne na amerykańskim rynku, dziś stają się naszą codziennością. Przed sądami, szpitalami czy urzędami skarbowymi w większych miastach trudno się nie natknąć na tzw. naganiaczy wręczających ulotki prawników oferujących szybką i tanią pomoc w zdobyciu odszkodowania.
Swoista bitwa o klienta toczy się też w internecie, gdzie pod hasłami "pomoc przy rozwodzie" czy "wyższe odszkodowanie od firmy ubezpieczeniowej" kryją się nierzadko znani członkowie palestry. Tymczasem - pisze gazeta - tego rodzaju praktyki są niezgodne z prawem i zasadami etyki zawodowej. Nie wolno bowiem reklamować usług adwokackich.
W procesach o odszkodowania kluczowe jest ustalenie wynagrodzenia adwokata. Nadzieja na wygraną wprawdzie jest - ale odległa. Tu pomocne są wzory amerykańskie: honorarium uzależnione jest od wyniku sprawy. Adwokaci chętnie mówią o 20,30 proc. odszkodowania - pisze "Rzeczpospolita".