Giertych, mimo że jest szefem mało liczącej się partii, to zaszczyty i przysługi rozdaje hojnie. Szczególnymi względami obdarzył Kaczmarka. Najpierw mianował go kandydatem na premiera, a teraz wspomaga go jeszcze materialnie. Oczywiście nie za swoje, a za nasze pieniądze - zaznacza "Fakt".
W sobotę, gdy Kaczmarek mógł cieszyć się pierwszym dniem wolności po wyjściu z prokuratury, partia Giertycha użyczyła mu luksusowej limuzyny - lancię thesis. Kaczmarek woził się samochodem należącym do Kancelarii Sejmu, z kierowcą, do woli. Najpierw w roli męczennika podskoczył przed Kancelarię Premiera i na polityczne zamówienie Giertycha atakował rząd.
A w nagrodę za emocjonalne acz niemajace związku z prawdą przemówienie mógł jeszcze trochę pojeździć sobie samochodem, który - jak nieoficjalnie dowiedział się "Fakt" - jest na co dzień autem wykorzystywanym przez Mirosława Orzechowskiego, szefa klubu parlamentarnego LPR. Potem Kaczmarek przy aprobacie Giertycha, z butelką alkoholu w ręku odwiedził swojego adwokata. Naturalnie tą samą lancią. Koszt tej Giertychowskiej taksówki pokryją podatnicy.
Tyle, że później było jeszcze lepiej. Kaczmarek wykorzystał bowiem sejmowy samochód do... odbycia podróży do swego rodzinnego gdyńskiego domu oddalonego o ok. 370 km od stolicy. Ciekawe tylko czy za to tournee zapłaci sam, czy zrobi to jego polityczny mentor - Giertych - zastanawia się "Fakt".