Bartłomiej Huk "Hukos" ma 23 lata, a płyta "Ostrze moich oskarżeń", na której jest tekst dedykowany prezydentowi, ukazała się w sierpniu. W utworze "Panie prezydencie" autor opisuje, jak zrealizuje swój plan zabicia prezydenta. Piosenka kończy się relacją sprzed gmachu Sejmu, gdzie właśnie doszło do zamachu na głowę państwa.
Kancelaria Prezydenta nie chciała wczoraj komentować słów rapera, o których on sam mówi, że są ideologicznym manifestem. Oburzona jest posłanka PiS Jolanta Szczypińska. - Słowa tego człowieka świadczą o tym, że może być niezrównoważony psychicznie. Powinien być ścigany i ukarany - mówi.
Jednak zdaniem prawników, raper nie popełnił przestępstwa. - W tekście nie ma żadnej groźby karalnej, która mogłaby być zrealizowana. Czy ktoś uwierzy, że ten raper naprawdę zabije Lecha Kaczyńskiego? - pyta prof. Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Podobnie uważa karnista prof. Marian Filar. - Stek takich bredni na pewno nie wzbudzi strachu prezydenta. A groźba wtedy jest przestępstwem, kiedy jej adresat czuje się zagrożony - mówi.
Tak było w przypadku 20-letniego Mirosława M., który w mailu do znajomych napisał, że może otruć Lecha Kaczyńskiego. Mężczyzna zajmował się cateringiem przy okazji niedoszłego ingresu abpa Wielgusa.
W przypadku utworu "Hukosa" obaj prawnicy mówią, że można go oceniać tylko w kategoriach moralnych. - Są granice cywilizacyjne i dobrych obyczajów, ale za ich przekroczenie w demokratycznych krajach się nie karze - mówi prof. Filar. A prof. Piotr Kruszyński, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego, dodaje, że słowa "Hukosa" mieszczą się w granicach wolności artystycznej.