A jeśli wybory wygra jednak PO i jeśli dojdzie do koalicji Platformy z pana formacją? Widziałby się pan w roli wicepremiera?
- Jeżeli my wygramy wybory i będziemy w stanie stworzyć rząd, to pozostanę premierem. Jeżeli powstanie jakaś inna konstrukcja z naszym udziałem, w co kompletnie nie wierzę, to wtedy się zastanowię. Ale proszę pamiętać, że choć w polityce trzeba mieć grubą skórę, to trudno zapomnieć dwa lata ciągłego obrażania.
Gotów byłby pan zostać wicepremierem u Tuska?
- To byłoby trudne. Przecież Tusk wyraźnie mówi, że mnie w polityce ma nie być. Ja zaś uważam jako katolik, że powinien najpierw przeprosić naród za to, co wyprawiał w latach 90., a potem za to, co wyprawiał przez ostatnie 2 lata. Jak przeprosi szczerze, wyznając winy, to może zostać.
Jest jeszcze wariant, o którym Pan kiedyś mówił: większość konstytucyjna. To jeszcze możliwe?
- To było możliwe przy założeniu, że nie następuje spadek poparcia dla wszystkich dużych partii. Nie wierzę w poparcie dla PO i PiS na poziomie - w sumie - ponad 70 procent. Wydaje mi się, że rzeczywiste wyniki będą niższe i nie będzie w ogóle o czym rozmawiać. To było przy założeniu, że Tusk przegrywa wybory i zmienia się centrum władzy wewnątrz PO. Jeśliby lider PO został obalony, może część jego partii doszłaby do wniosku, że warto wykorzystać obecność w polityce do dobrego zapisania się w historii. Na przykład do zmiany konstytucji, która w kilku punktach wymaga pilnych korekt.
A w jakich konkretnie?
- To jest pięć elementów. Po pierwsze immunitety, co mówię z wielkim bólem, bo to wielka tradycja europejska. Ale po doświadczeniach z Ostrowską, z Dzikowskim, widzę, że trzeba to zmodyfikować. Po drugie - kwestia skazanych i ich prawo do obecności w Sejmie. Znowu jest tradycja europejska, że pozbawienie praw publicznych może nastąpić tylko za haniebne przestępstwa. Ale to chyba w naszych warunkach za mało. Punkt trzeci to korporacje, za bardzo chronione w obecnej konstytucji. Punkt czwarty - taka zmiana, by można było przeprowadzić lustrację. No i tworzenie prawa - w obecnym systemie legislacyjnym praktycznie nie da się tworzyć dobrego prawa.
Jak mógłby wyglądać nowy system?
- To sprawa skomplikowana, ale trzeba chyba nawiązać do tradycji, tzw. poprawki sierpniowej z 1926 r., odpowiednio ją modyfikując. Można też szukać innych rozwiązań, ale chodzi o to, by można skierować do parlamentu ustawę, którą Sejm będzie mógł tylko albo przyjąć, albo odrzucić, a nie dowolnie zmieniać. Przy obecnym modelu tworzenia prawa prędzej pan na rękach wejdzie na Mont Everest, niż zrobi dobrą, dużą ustawę.
Jest jeszcze jeden scenariusz - PiS przegrywa. Traci władzę. Co wtedy?
- Nie jestem nastawiony na takie rozwiązanie, nie po to uczestniczyłem tak aktywnie w tej kampanii. Ale cóż - w polityce można wygrać, można przegrać. Obawiam się wtedy, że przyjdzie mi być nie tyle szefem partii, co przywódcą ruchu przeciw prymitywnej kontrrewolucji, przeciwko modelowi Sawickiej, być może uzupełnionemu o model Lesiaka. Taki mechanizm się zapowiada, takie są związki ludzi, którzy w takiej sytuacji staną się niezwykle wpływowi. Żadne zapewnienia Tuska, żadne wyrzucenia tego nie zmienią. Jeśli powstanie PO - LiD, Platforma stanie się partią czysto centrolewicową. A PiS obejmie bezapelacyjne przywództwo na prawicy. I będziemy bronili dorobku IV RP, państwa postrywinowego. A ja stanę na czele tego frontu.