Grzegorz Schetyna, kandydat na ministra i wicepremiera, chce, aby Rapacki zajął się nadzorem nad policją, Strażą Graniczną i Biurem Ochrony Rządu. "Zależy nam na jego fachowej wiedzy i doskonale się kojarzącym nazwisku" - tłumaczy jeden z bliskich współpracowników nowego ministra spraw wewnętrznych.
"Nie komentuję żadnych prasowych spekulacji" - ucina pytania gazety sam generał. Według nieoficjalnych informacji potwierdzonych w dwóch źródłach, Rapacki dostał propozycję i musi podjąć decyzję do końca tygodnia. Podobnie jak dwóch innych kandydatów na stanowiska wiceministrów: Piotr Stachańczyk i Sławomir Nitras. "Pierwszy pełnił już funkcję wiceministra w czasach AWS, ma się zająć problemami migracji. Nitras, poseł Platformy ze Szczecina, będzie nadzorował administrację" - mówi jeden z rozmówców "Dziennika".
Dla Rapackiego przyjęcie propozycji byłoby pierwszym krokiem w świat polityki. "Zawsze trzymał się od niej z daleka" - mówi Paweł Biedziak, były rzecznik Komendy Głównej Policji i wieloletni współpracownik generała. "Cieszy się prawdziwym autorytetem wśród 100 tys. policjantów" - dodaje.
Pogłoski o powrocie Adama Rapackiego wzbudziły wśród policjantów entuzjazm. Na Internetowym Forum Policyjnym wśród kilkuset wpisów pojawił się jeden krytyczny głos. "Autorytet Rapackiego bierze się z jego konkretnych dokonań. Najpierw budował pion walki z narkotykami, później Centralne Biuro Śledcze. Gdy nadzorował jego działalność, odnosiło największe sukcesy" - mówi doświadczony oficer Komendy Głównej Policji.
Jeden z takich sukcesów przerwał karierę Rapackiego. Chodzi o słynną aferę starachowicką. Agenci CBŚ wcielili się w role bandytów i zamierzali kupić broń oraz narkotyki od bandytów z okolic Starachowic. Ich tajną akcję zdradził ówczesny wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Zbigniew Sobotka. Ostrzegł przed działaniami policji swoich partyjnych kolegów, posłów z Kielecczyzny. Nie zgodził się na ukrycie tego przecieku i stracił swoje stanowisko wraz z ówczesnym dyrektorem CBŚ. Generał został wysłany na placówkę do Wilna.
Po wygraniu wyborów przez Prawo i Sprawiedliwość Rapacki powrócił jako kandydat na komendanta głównego policji. Zamiast tego ofiarowano mu stanowisko szefa małopolskiej policji. Zaledwie po roku w tajemniczych okolicznościach odszedł na emeryturę. Oficjalnie dlatego, że podpisał się pod pozwoleniem na broń dla policyjnego agenta, który zabił dwie osoby. Nieoficjalne zaś prokuratorzy i policjanci mówili o jego konflikcie z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą. Według tej wersji, Rapacki nie chciał się zgodzić na zakładanie podsłuchów prezydentowi Krakowa, który był politycznym rywalem Prawa i Sprawiedliwości - czytamy w "Dzienniku".