- Były próby schowania całej sprawy pod dywan najpierw na poziomie dowództwa w Afganistanie, potem w kraju - mówi generał Wojska Polskiego, który przygotowywał misje wojskowe. Chce pozostać anonimowy.
W oficjalnym komunikacie MON w sierpniu podano, że w tym samym czasie, kiedy mina pułapka uszkodziła polski transporter Rosomak, miał miejsce ostrzał wioski, w której zginęli cywile. W komunikacie MON z 23 sierpnia czytamy, że 16 sierpnia "mina uszkodziła transporter Rosomak. Polscy żołnierze zostali ostrzelani (...). W wyniku wymiany ognia pomiędzy terrorystami a naszymi żołnierzami doszło do ofiar wśród ludności cywilnej, a kilka osób odniosło rany".
Tymczasem w nieoficjalnych informacji "Rz" wynika, że do wybuchu miny doszło 15 sierpnia, a do ostrzału wsi - 16 sierpnia. MON zaprzecza.
- Dowódcy bazy, na podstawie informacji z monitoringu ruchu pojazdów, nie mogli wydać takiego komunikatu, bo doskonale wiedzieli, że oba zdarzenia dzieliło co najmniej kilka godzin - mówi rozmówca gazety.
Z kolei gen. Sławomir Petelicki, twórca i pierwszy dowódca GROM, twierdzi, że dokładny obraz zdarzeń można było też prześledzić na podstawie informacji z satelity. Co na to MON?
- Komunikat powstał na podstawie meldunku, który dotarł do nas z bazy w Wazi Khwa. Zresztą prokuratura ustaliła, że podejrzani żołnierze od początku mataczyli w śledztwie - mówi Jarosław Rybak.