Marszałek Bogdan Borusewicz poleciał do Argentyny w niedzielę. Miał spotkanie z argentyńską Polonią. W poniedziałek reprezentował Polskę na zaprzysiężeniu prezydent Argentyny Cristiny Kirchner, żony obecnego prezydenta Nestora Kirchenra. Zgodnie z protokołem Borusewicza powinien witać i oprowadzać po argentyńskich salonach polski ambasador Zdzisław Ryn. Tym razem jednak tak nie było.
Jak dowiedziała się "Gazeta" z trzech różnych źródeł, przed wyjazdem do Buenos Aires marszałek zwrócił się do MSZ, by w jego delegacji nie było ambasadora Ryna. Choć zgodnie z przyjętą przez min. Radka Sikorskiego strategią MSZ stara się unikać konfliktów z prezydentem, tym razem musiał spełnić oficjalną prośbę marszałka Senatu - czwartej osoby w państwie. Ambasador dostał więc dyskretne polecenie z Warszawy, by nie towarzyszył w oficjalnych spotkaniach Borusewiczowi.
Z informacji "Gazety" wynika, że Ryn rozważa ponoć nawet napisanie skargi do prezydenta i złożenie rezygnacji. Takiego scenariusza obawia się jednak MSZ. Min. Sikorski nie chce bowiem rozpoczynać wojny na górze o Ryna. Ten uchodzi bowiem za "prezydenckiego" ambasadora, którego szybkie odwołanie w atmosferze skandalu utrudniłoby dojście do konsensusu w polityce zagranicznej.
Ryn, profesor psychologii, specjalista od patologii społecznych, zapalony podróżnik i miłośnik Andów, został przedstawicielem Polski w Buenos Aires na początku 2007 r. Była to jedna z najbardziej kontrowersyjnych nominacji ambasadorskich podpisanych przez Lecha Kaczyńskiego - zresztą wbrew negatywnej opinii sejmowej komisji spraw zagranicznych. Tajemnicą poliszynela było bowiem to - pisze "Gazeta Wyborcza" - że Ryna rekomendowali o. Tadeusz Rydzyk i zagraniczny sponsor Radia Maryja Jan Kobylański.