To prawda, że wielu pracowników sektora publicznego zarabia zbyt mało albo ich podwyżki są znacznie niższe od wzrostu płac w prywatnych firmach. Dlatego mają prawo do walki o wyższe wynagrodzenia. Problemem jest to, że wszystkie żądania kierowane są do rządu - nawet jeżeli pensje płacą samorządy, teoretycznie samodzielne szpitale czy kopalnie będące odrębnymi spółkami. Dziś prawie każdy spór płacowy w naszym państwie kończy się zablokowaniem najważniejszych ulic w stolicy.
Zdaniem publicysty Pawła Jabłońskiego, to wszystko dlatego, że w Polsce mamy za dużo państwa, a w dodatku to państwo jest za słabe. Górnicy nie chcą negocjować z dyrekcją kopalń, bo tak naprawdę decyzje podejmuje wicepremier. Nauczyciele nie rozmawiają z samorządami, ale demonstrują przed ministerstwem. Wszystko to efekt rozbudowanego sektora publicznego. Gdyby większość szpitali i szkół była prywatna, to ich pracownicy kłóciliby się o pensje z właścicielami, a nie z premierem.