Platforma Obywatelska krytykowała rząd Jarosława Kaczyńskiego, bo chciał partycypować w tych kosztach zaledwie w 20 proc. Ale rząd Donalda Tuska sam do dziś nie określił, ile zamierza na ten cel przeznaczyć. Minister sportu Mirosław Drzewiecki oświadczył pod koniec 2007 r., że wsparcia nie będzie w ogóle.
- To nieporozumienie - mówi dziś Rafał Grupiński, sekretarz stanu w kancelarii premiera, jeden z najbliższych współpracowników Tuska. - Dofinansowanie na pewno będzie, ale musimy uzgodnić, jakiej wysokości. Natomiast Drzewiecki w "Rzeczpospolitej" z 14 stycznia rzuca: 25 proc.
Waldy Dzikowski, wiceszef PO, mówi "GW": - Słyszałem w kuluarach, że wsparcie rządowe wyniesie 24-27 proc. Myślę, że może to dojść najwyżej do 30 proc. To nie jest źle! To przecież 10 pkt proc. więcej, niż dawało PiS - dodaje Dzikowski.
Premier Tusk do tej pory nie odniósł się do tej żonglerki procentami. - Nie można już dłużej czekać! - mówią samorządowcy, którzy domagają się dofinansowania na poziomie 50 proc. - To absolutne minimum - mówi prezydent Poznania Ryszard Grobelny.
Wszystkie sześć wytypowanych miast zawarło w styczniu tzw. porozumienie poznańskie; utworzyło "grupę G-6". Chcą nie tylko bronić owych 50 proc., ale domagają się też dofinansowania przebudowy komunikacji i innych projektów związanych z Euro 2012, np. turystycznych czy dotyczących bezpieczeństwa. I zmian w prawie.
Zdaniem samorządów, ograniczając wsparcie, rząd wpędza je w kłopoty. Dzięki Euro 2012 z pomocą rządu miasta miały uporać się z problemami, z którymi same nie dadzą sobie rady.
Wśród miast gospodarzy są bastiony PO - Poznań, Gdańsk, Wrocław - w których partia zdobyła podczas jesiennych wyborów najwyższe poparcie w kraju. Lokalni działacze rwą włosy z głowy. - Jeśli przegramy Euro 2012, to nie mamy już szans na wygranie kolejnych wyborów - mówią.