Rozmówca gazety był jedynym polskim prokuratorem na misji w Afganistanie, prowadzącym śledztwo w sprawie tragedii w Nangar Khel. Zapytany ile prawdy jest w rozmaitych relacjach prasowych na temat tych wydarzeń, odpowiedział, że w tym, co ukazuje się w prasie - 2 proc., a reszta - 98 proc. - to coś w rodzaju science fiction. Prokurator przypuszcza, że może to być forma nacisków na prokuraturę i sąd.
Relacja Raczkiewicza rozwiewa część spekulacji, które narosły wokół śmierci ośmiu cywilów zabitych przez pluton polskich żołnierzy. Rzuca nowe światło na pytanie o to, dlaczego żołnierzom od razu nie postawiono zarzutów i nie odesłano do Polski. Zdaniem prokuratora gen. Marek Tomaszycki obawiał się, że żołnierze w obawie przed surową karą mogli spróbować w trakcie transportu targnąć się na swoje życie. Mogła to być przyczyna, dla której zarzuty ludobójstwa zostały postawione im dopiero na jesieni, czyli w kilka tygodni po ich powrocie z Afganistanu.
W ocenie Raczkiewicza szkolenia bojowe przed misją w Afganistanie rozmijały się z celami, dla których polscy żołnierze przybyli do tego kraju. Psychicznie i mentalnie byli przeświadczeni o tym, że tym w kraju będą musieli zabijać i będą narażeni na nieustanne ataki przeciwnika. W efekcie tego, gdy rzeczywistość okazała się nieco bardziej spokojna, trudno im było ukierunkować swoją aktywność.