Krzysztof Olewnik zginął dla 300 tysięcy euro okupu - tyle zażądali porywacze. I chociaż dostali pieniądze, zabili swoją ofiarę po dwóch latach przetrzymywania przykutego łańcuchami do ściany. Ale - Jak pisze "Dziennik" - zamiast 25- letniego Olewnika porwany mógł być jeden z jego znajomych.
Wynika to wprost z zeznań Ireneusza Piotrowskiego, jednego z członków bandy. W 1998 r., na 3 lata przed porwaniem, w płockim więzieniu spotkali się Wojciech Franiewski, późniejszy mózg całej akcji, oraz Piotrowski. Rozmawiali o tym, jak zarobić duże pieniądze. Według Franiewskiego najprostszym sposobem było porwanie kogoś bogatego dla okupu.
Piotrowski podsunął mu dwóch kandydatów: Olewnika z Drobina i mieszkającego nieopodal 20-letniego syna masarza z Raciąża. Po wyjściu Franiewskiego na wolność w 2001 r. pomysł odżył i bandyci zaczęli dokładnie sprawdzać potencjalne ofiary. Ostatecznie wybór padł na Krzysztofa Olewnika - bo mieszkał sam i przez to był łatwiejszym celem.
Niedoszła ofiara nie chce ujawniać nazwiska. "Dziennik" zamieszcza rozmowę z tym mężczyzną. Chce pozostać anonimowy, bo uważa, że "sprawa porwania nie jest jeszcze zakończona. Nie wiadomo, czy wszyscy, którzy byli zamieszani w porwanie, zostali złapani".