Ebi Smolarek, jeden z najsilniejszych punktów naszej reprezentacji, wspomina w wywiadzie dla "Dziennika" ostatni mecz z Niemcami i to jak był traktowany, kiedy grał w niemieckim klubie Borussia Dortmund.
"Tamten mecz w Dortmundzie wciąż we mnie siedzi" - mówi o meczu Polska-Niemcy na ostatnim mundialu. - "Ale chcę wreszcie zapomnieć o tym, co stało się dwa lata temu. Teraz musimy to zrobić dobrze".
Ebi nie najlepiej wspomina swój epizod w niemieckim klubie Borussia Dortmund. "Kiedy grałem w Dortmundzie, zdarzały się różne historie. Miałem konflikt z prezydentem klubu. Pamiętam jak strzeliłem gola, a on nawet nie bił brawa. Siedział niewzruszony" - wspominał niedawno Ebi. Ten konflikt zakończył się odejściem Smolarka z Dortmundu. Również niemieckie media go nie oszczędzały, nazywając "Hasch-Bomberem", bo kiedyś w jego organizmie wykryto ślady marihuany.
Teraz poproszony przez niemiecką telewizję o wywiad, Ebi powiedział: "Możemy rozmawiać, ale... po polsku".
Dziś mówi, że tamte przykrości go już nie obchodzą. "Naprawdę ważne było tylko to, że dwa lata temu przegraliśmy z Niemcami i to po bramce w ostatniej minucie meczu. Czegoś takiego nie da się zapomnieć. W Niemczech wymyślali głupoty na mój temat, dokuczali mi, teraz żyję w Hiszpanii i jest mi lepiej. Zresztą właśnie liga hiszpańska była moim marzeniem, a nie Bundesliga" - tłumaczy nasz reprezentant. "Hiszpańska prasa jest lepsza od niemieckiej. Nie czepiają się mnie, nie przekręcają moich słów. Może dlatego, że nie mówię po hiszpańsku i nie udzielam wywiadów w tym języku" - śmieje się Smolarek.
Smolarek podkreśla też, że teraz każdy trening, od pierwszej do ostatniej minuty, od pierwszego dnia zgrupowania, to element "operacji Niemcy". Czy w niedzielę będzie miał okazję zrewanżować się Niemcom za wszystkie przykrości, jak zrobił to strzelając hat-tricka Kazachom? Ich obecny selekcjoner Arne Pijpers przed laty powiedział Ebiemu, który zaczynał wówczas karierę w Feyenoordzie, żeby dał sobie spokój z piłką.
Ebi nie najlepiej wspomina swój epizod w niemieckim klubie Borussia Dortmund. "Kiedy grałem w Dortmundzie, zdarzały się różne historie. Miałem konflikt z prezydentem klubu. Pamiętam jak strzeliłem gola, a on nawet nie bił brawa. Siedział niewzruszony" - wspominał niedawno Ebi. Ten konflikt zakończył się odejściem Smolarka z Dortmundu. Również niemieckie media go nie oszczędzały, nazywając "Hasch-Bomberem", bo kiedyś w jego organizmie wykryto ślady marihuany.
Teraz poproszony przez niemiecką telewizję o wywiad, Ebi powiedział: "Możemy rozmawiać, ale... po polsku".
Dziś mówi, że tamte przykrości go już nie obchodzą. "Naprawdę ważne było tylko to, że dwa lata temu przegraliśmy z Niemcami i to po bramce w ostatniej minucie meczu. Czegoś takiego nie da się zapomnieć. W Niemczech wymyślali głupoty na mój temat, dokuczali mi, teraz żyję w Hiszpanii i jest mi lepiej. Zresztą właśnie liga hiszpańska była moim marzeniem, a nie Bundesliga" - tłumaczy nasz reprezentant. "Hiszpańska prasa jest lepsza od niemieckiej. Nie czepiają się mnie, nie przekręcają moich słów. Może dlatego, że nie mówię po hiszpańsku i nie udzielam wywiadów w tym języku" - śmieje się Smolarek.
Smolarek podkreśla też, że teraz każdy trening, od pierwszej do ostatniej minuty, od pierwszego dnia zgrupowania, to element "operacji Niemcy". Czy w niedzielę będzie miał okazję zrewanżować się Niemcom za wszystkie przykrości, jak zrobił to strzelając hat-tricka Kazachom? Ich obecny selekcjoner Arne Pijpers przed laty powiedział Ebiemu, który zaczynał wówczas karierę w Feyenoordzie, żeby dał sobie spokój z piłką.