Publicysta przyznaje jednak, że na próbach ograniczenia przywilejów emerytalnych poległy rządy SLD i PiS. Czy polegnie również Platforma Obywatelska?
Wczoraj "GW" napisała, że rząd ulega związkowcom, którzy wciąż chcą kolejnych uprzywilejowanych zawodów. Zdenerwowało to Michała Boniego, szefa doradców premiera. W Radiu TOK FM zapewniał, że o uleganiu nie ma mowy. A jakie są fakty?
W czerwcu Ministerstwo Pracy planowało, że przywileje dostanie 130 tys. osób. Potem do listy dopisywano kolejne zawody, a teraz okazało się, że mogą na nią trafić także urodzeni po 1968r. Wystarczy, że pracowali przynajmniej jeden dzień, nim reforma emerytalna weszła wżycie. I tak pierwotna lista pęcznieje dwukrotnie.
Jak pisze Kostrzewski, możemy się spierać o słowa, czy rząd mięknie, ugina się, czy może uwzględnia postulaty związkowców. Ale o pieniądze dżentelmeni się nie spierają. A rachunek jest prosty - im więcej uprawnionych do pomostówek, tym budżet będzie bardziej trzeszczał w szwach.
Zmiany w emeryturach powinny obowiązywać już od nowego roku. Zdaniem publicysty, jeśli koalicja chce wziąć odpowiedzialność za budżet, musi szybko ograniczyć przywileje - nawet wbrew związkowcom i wbrew sondażowym słupkom.
Obok wspomnianej publikacji, w sobotnim wydaniu także kolejny, prosty sposób "Gazety Wyborczej" na reformę emerytur i rent.