Polacy na Białorusi stracili zaufanie do polskiej dyplomacji po tym, jak wywierała ona presję na Andżelikę Borys i jej otoczenie, żeby w ekspresowym tempie połączyli się z reżimowym Związkiem Polaków lojalnym wobec Łukaszenki - pisze "Dziennik".
Ten pomysł do żywego oburzył tamtejszych działaczy polonijnych i doprowadził do napięć w samym związku, tym bardziej, że na domiar złego warunkiem rozpoczęcia rozmów miało być m.in. to, by w grupie negocjatorów nie było Andżeliki Borys oraz by zjazd odbył się w ekspresowym tempie, najlepiej w listopadzie.
"To była propozycja uduszenia się własnymi rękami. Ludzie pluliby nam w twarz" - mówi Mieczysław Jaśkiewicz, szef oddziału ZPB w Grodnie. "Działaczom w terenie trudno byłoby zrozumieć, że po latach prześladowań jednak trzeba się dogadywać z KGB" - dodaje Andżelika Borys zwana przez białoruskich Polaków Wałęsą w spódnicy" - pisze gazeta. Niektórzy działacze zagrozili odejściem z organizacji.
Dziś białoruscy Polacy nie wierzą już polskim dyplomatom, bo zobaczyli, że byliby gotowi poświęcić ich interesy w imię lepszych stosunków z Mińskiem. Powołali mężów zaufania, którzy mają być pośrednikami w kontaktach między związkiem a polskimi władzami.
"To była propozycja uduszenia się własnymi rękami. Ludzie pluliby nam w twarz" - mówi Mieczysław Jaśkiewicz, szef oddziału ZPB w Grodnie. "Działaczom w terenie trudno byłoby zrozumieć, że po latach prześladowań jednak trzeba się dogadywać z KGB" - dodaje Andżelika Borys zwana przez białoruskich Polaków Wałęsą w spódnicy" - pisze gazeta. Niektórzy działacze zagrozili odejściem z organizacji.
Dziś białoruscy Polacy nie wierzą już polskim dyplomatom, bo zobaczyli, że byliby gotowi poświęcić ich interesy w imię lepszych stosunków z Mińskiem. Powołali mężów zaufania, którzy mają być pośrednikami w kontaktach między związkiem a polskimi władzami.