Włoski dziennik „La Repubblica” pisze o 28-letniej Polce, którą dwa lata więził, dręczył i torturował w Apulii na południu Włoch Polak, Sylwester K. Kobietę, razem z rocznym dzieckiem, poczętym w wyniku gwałtu, uwolniła w poniedziałek włoska policja. Oprawca został aresztowany.
Tragedia, o której nie wiedział nikt w całej okolicy, rozgrywała się przez prawie dwa lata koło miasta Foggia. To dokładnie ten sam rejon, gdzie jeszcze niedawno setki Polaków były zmuszane do niewolniczej pracy w gospodarstwach rolnych. Byli oni wykorzystywani i maltretowani przez polskich pośredników i „strażników".
Kobieta przyjechała do Włoch w nadziei na pracę, którą obiecał jej rodak, sam zatrudniony jako robotnik w jednym z tamtejszych gospodarstw. Mężczyzna zaprowadził ją do opuszczonego, zniszczonego budynku na skraju wsi i tam zaproponował jej gościnę, która wkrótce okazała się dla niej okrutnym więzieniem.
Jak powiedział szef komisariatu policji z Manfredonii, którego funkcjonariusze uwolnili Polkę: „jego kontrola nad ofiarą była całkowita, bez żadnej możliwości ucieczki czy nadziei na uwolnienie". Przez dwa lata kobieta była gwałcona, maltretowana, terroryzowana. Przez cały ten czas próbowała uciec i prosiła bezskutecznie swego oprawcę, by ją uwolnił. Nie spełnił jej prośby nawet wtedy, gdy przed rokiem urodziła dziecko.
„W ciągu dnia był nienagannym robotnikiem, cenionym przez swych pracodawców, w nocy zaś człowiekiem gwałtownym i agresywnym" – podkreśla włoski dziennik.
Kilka dni temu kobiecie udało się wezwać pomoc. Mężczyzna zapomniał wziąć ze sobą telefonu komórkowego. Dzięki temu wysłała ona sms-a do matki, mieszkającej w Polsce. Zawiadomiona przez matkę polska policja poinformowała o tym funkcjonariuszy w Apulii.
Włoscy policjanci zapukali do drzwi budynku przedstawiając się jako weterynarze. Chcieli, jak podkreśla gazeta, uniknąć gwałtownej reakcji mężczyzny. On zaś, zorientowawszy się, że ma do czynienia z policją, usiłował uciekać.
Kobieta jest wyczerpana psychicznie i chce jak najszybciej wrócić do Polski – informuje "La Repubblica". Opowiedziała, że jej oprawca stale jej groził, że jeśli się zbuntuje, zrobi coś złego ich dziecku. (pap)
Kobieta przyjechała do Włoch w nadziei na pracę, którą obiecał jej rodak, sam zatrudniony jako robotnik w jednym z tamtejszych gospodarstw. Mężczyzna zaprowadził ją do opuszczonego, zniszczonego budynku na skraju wsi i tam zaproponował jej gościnę, która wkrótce okazała się dla niej okrutnym więzieniem.
Jak powiedział szef komisariatu policji z Manfredonii, którego funkcjonariusze uwolnili Polkę: „jego kontrola nad ofiarą była całkowita, bez żadnej możliwości ucieczki czy nadziei na uwolnienie". Przez dwa lata kobieta była gwałcona, maltretowana, terroryzowana. Przez cały ten czas próbowała uciec i prosiła bezskutecznie swego oprawcę, by ją uwolnił. Nie spełnił jej prośby nawet wtedy, gdy przed rokiem urodziła dziecko.
„W ciągu dnia był nienagannym robotnikiem, cenionym przez swych pracodawców, w nocy zaś człowiekiem gwałtownym i agresywnym" – podkreśla włoski dziennik.
Kilka dni temu kobiecie udało się wezwać pomoc. Mężczyzna zapomniał wziąć ze sobą telefonu komórkowego. Dzięki temu wysłała ona sms-a do matki, mieszkającej w Polsce. Zawiadomiona przez matkę polska policja poinformowała o tym funkcjonariuszy w Apulii.
Włoscy policjanci zapukali do drzwi budynku przedstawiając się jako weterynarze. Chcieli, jak podkreśla gazeta, uniknąć gwałtownej reakcji mężczyzny. On zaś, zorientowawszy się, że ma do czynienia z policją, usiłował uciekać.
Kobieta jest wyczerpana psychicznie i chce jak najszybciej wrócić do Polski – informuje "La Repubblica". Opowiedziała, że jej oprawca stale jej groził, że jeśli się zbuntuje, zrobi coś złego ich dziecku. (pap)