Dobrze jest być Obamą

Dobrze jest być Obamą

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wieczór 4 listopada odmienił życie nie tylko pewnemu czarnoskóremu prawnikowi z Illinois oraz jego rodzinie. Także kilkudziesięciu zwykłym Amerykanom, którzy czystym przypadkiem noszą jego nazwisko.
„Washington Post" prześledził losy kilku osób, o nazwisku Obama. Realizowanie czeku, okazywanie dokumentów czy rezerwacja stolika w restauracji nie wygląda dla nich tak, jak wcześniej.

28-letni Nicanor Obama, student politologii, zdał sobie sprawę z dobroczynnych efektów swojego nazwiska, gdy nie został ukarany mandatem za przekroczenie prędkości. Policjant okazał się być sympatykiem demokratów. Po raz kolejny jego siła dała znać o sobie, gdy wybrał się do szpitala odwiedzić kuzynkę będącą świeżo po porodzie. Kiedy pytał o pokój, w którym leży Josephina Obama, personel medyczny, przekonany o jego pokrewieństwie z przyszłym prezydentem, traktował go jak VIPa.

Pytania o pokrewieństwo to prawdziwa zmora Obamów w całych Stanach. Jak gazecie mówi 19-letnia Denise Maye Obama, jest to zawsze pierwsza kwestia, jaką słyszy w odpowiedzi na własne nazwisko. „Kiedyś powiem, że jestem z nim spokrewniona, dla samej zabawy", twierdzi Denise. Niektóre pytania są jednak bardziej poważne. Denise regularnie otrzymuje prośby o zwrócenie się do prezydenta z prośbą o ułaskawienie jakiejś osoby, bądź, bardziej prozaicznie, o załatwienie dobrych miejsc na inauguracji lub wizytę w Białym Domu. Nawet, gdyby zamierzała spełnić wszystkie życzenia, miałaby problemy z przekazaniem ich do adresata. Nazwisko nie pomogło jej, gdy jedyny raz w życiu widziała Baracka Obamę – na wiecu wyborczym dostała miejsce z tyłu sali i nie zdołała nawet uścisnąć ręki kandydata.

29-letnia Francisca Obama uważa, że mimo wszystko taka zbieżność ma swoje dobre strony. Przyzwyczajona do rutynowego przekręcania afrykańskich nazwisk Francesca jest pewna, że teraz wszyscy będą wymawiali jej własne poprawnie. „Nawet nie muszę go literować," mówi z zadowoleniem.

Jak mówi gazecie Jackie Nixon, zajmująca się w publicznym radiu amerykańskim badaniem gustów odbiorców, posiadanie nazwiska znanej osoby ma w ostatecznym rozrachunku pozytywne efekty. Nixon, która zna problem z własnego doświadczenia, twierdzi, że dzięki temu osoba z danym nazwiskiem staje się bardziej rozpoznawalna. „Ludzie regularnie mylą moje imię, ale wszyscy kojarzą moje nazwisko," opowiada. Z kolei 69-letni John Eisenhour wspomina, jak zbieżność nazwisk z prezydentem  pomagała mu w relacjach z kobietami. Gdy Dwight D. Eisenhower wprowadzał się do Białego Domu, John był wtedy w liceum. Posiadanie tego nazwiska zapewniało mu powodzenie na szkolnych potańcówkach. 

Obama nie jest nazwiskiem często spotykanym w Stanach Zjednoczonych. Według baz danych w USA mieszka niecałe 20 rodzin go używających. Dla porównania, rodzin o nazwisku Clinton może być 11 tysięcy, a o nazwisku Bush aż 60 tysięcy. Większość Obamów miała przodków w Gwinei Równikowej, gdzie nazwisko to jest bardzo rozpowszechnione. Zdarzają się również rodziny pochodzące, jak następny prezydent, z Kenii, a nawet z Japonii.

mj