Elżbietanki, które w czerwcu otrzymały od Komisji Majątkowej 47 hektarów w warszawskiej dzielnicy Białołęka jako rekompensatę za grunty utracone w Poznaniu w czasach PRL, sprzedały w lipcu ziemię w Białołęce za 30,7 mln zł - pisze "Gazeta Wyborcza".
Władze dzielnicy twierdzą, że grunt jest wart aż 240 mln. Chciały tam budować niezbędne dla Białołęki szkoły, przedszkola, przychodnie i boiska. Decyzję Komisji uznały za "rażącą niegospodarność" i zawiadomiły prokuraturę.
Nabywcą jest biznesmen z Pomorza, Stanisław M. pomorski multimilioner i hotelarz, który wiosną 2008 r. kupił w Skierdach pod Warszawą - kilkanaście kilometrów od Białołęki - trzyhektarową działkę rolną i zaraz się tam zameldował. Formalnie jest rolnikiem. Dzięki temu mógł łatwo kupić grunty od elżbietanek sklasyfikowane jako rolne.
Wcześniej białołęckimi gruntami zarządzała w imieniu skarbu państwa Agencja Nieruchomości Rolnych. ANR ma prawo pierwokupu ziemi rolnej. Traci je, jeśli ziemię kupuje rolnik. A Stanisław M. to wszak rolnik.