W ostatnim przemówieniu Georga W. Busha do narodu dało się odczuć zarówno pewność siebie, jak i skruchę. Odchodzący prezydent przyznał, że w czasie jego rządów doszło do „pewnych komplikacji”, jednak podkreślił, że zawsze działał w „najlepszym interesie” Stanów Zjednoczonych, pisze "Washington Post".
„Wczoraj wyglądał na ożywionego i w dobrym humorze. Ponownie pokazał się jako asertywny przywódca, który nie waha się przed podejmowaniem trudnych i niepopularnych decyzji w trudnych czasach", pisze dziennik.
Prezydent bronił swojej prezydentury i chwalił się sukcesami. Stwierdził, że po ataku na WTC dzięki jego polityce nie doszło do kolejnych tego typu zamachów terrorystycznych. Zaznaczył, że jego prezydentura upłynęła pod znakiem konsekwentnych działań.
„Jednak w przemówieniu byłego gubernatora Teksasu, słynącego z przechwałek i buty, słychać było pewne pojednawcze tony", pisze dziennik. Bush zaapelował do swoich oponentów, by zwrócili uwagę na jego dobre intencje. Zasugerował, że historia wyda ostateczny werdykt na temat jego prezydentury.
Przemówienie do narodu było uwieńczeniem trwającej od dwóch miesięcy kampanii wizerunkowej Busha, który kończy swą prezydenturę z najgorszymi notowaniami w sondażach ze wszystkich swoich poprzedników od czasów Richarda Nixona. Szczyty popularności osiągnął po atakach z 11 września 2001. Do rekordowo niskich notowań ostatniego prezydenta przyczyniła się wojna w Iraku, huragan Karina i kryzys gospodarczy. Bush zaznaczał już nie raz, że nie zwraca uwagi na sondaże.
W podobny sposób z obywatelami żegnali się poprzednicy Busha. Także ich przemówienia pobrzmiewała optymistyczna nuta. Także oni wychwalali Stany Zjednoczone jako siłę stojącą w obronie wolności i praw człowieka. Dziennik zaznacza, że „podczas gdy Clinton i Reagan byli w stanie przytoczyć konkretne przykłady, gdzie doszło do polepszenia sytuacji w okresie ich prezydentury, Bush miał przed sobą trudniejsze zadanie z powodu przedłużającego się konfliktu w Afganistanie i Iraku i najgorszej zapaści gospodarczej od czasu Wielkiego Kryzysu z lat 30. ubiegłego stulecia".
Prezydent bronił swojej prezydentury i chwalił się sukcesami. Stwierdził, że po ataku na WTC dzięki jego polityce nie doszło do kolejnych tego typu zamachów terrorystycznych. Zaznaczył, że jego prezydentura upłynęła pod znakiem konsekwentnych działań.
„Jednak w przemówieniu byłego gubernatora Teksasu, słynącego z przechwałek i buty, słychać było pewne pojednawcze tony", pisze dziennik. Bush zaapelował do swoich oponentów, by zwrócili uwagę na jego dobre intencje. Zasugerował, że historia wyda ostateczny werdykt na temat jego prezydentury.
Przemówienie do narodu było uwieńczeniem trwającej od dwóch miesięcy kampanii wizerunkowej Busha, który kończy swą prezydenturę z najgorszymi notowaniami w sondażach ze wszystkich swoich poprzedników od czasów Richarda Nixona. Szczyty popularności osiągnął po atakach z 11 września 2001. Do rekordowo niskich notowań ostatniego prezydenta przyczyniła się wojna w Iraku, huragan Karina i kryzys gospodarczy. Bush zaznaczał już nie raz, że nie zwraca uwagi na sondaże.
W podobny sposób z obywatelami żegnali się poprzednicy Busha. Także ich przemówienia pobrzmiewała optymistyczna nuta. Także oni wychwalali Stany Zjednoczone jako siłę stojącą w obronie wolności i praw człowieka. Dziennik zaznacza, że „podczas gdy Clinton i Reagan byli w stanie przytoczyć konkretne przykłady, gdzie doszło do polepszenia sytuacji w okresie ich prezydentury, Bush miał przed sobą trudniejsze zadanie z powodu przedłużającego się konfliktu w Afganistanie i Iraku i najgorszej zapaści gospodarczej od czasu Wielkiego Kryzysu z lat 30. ubiegłego stulecia".