Spór między Francją a Czechami o przewodnictwo w Unii Europejskiej może wyglądać jako drobne zaczepki na poziomie liceum. W rzeczywistości jednak jest sygnałem, że Europa podzielona do tego stopnia, że nie jest w stanie skutecznie walczyć z kryzysem gospodarczym. O tym, jak obecny stan integracji europejskiej jest postrzegany po drugiej stronie Atlantyku, pisze „The New York Times.”
Według dziennika od momentu rozszerzenia w 2004 r. Unia Europejska nie jest w stanie przezwyciężyć dręczących ją podziałów: na kraje duże i małe, liberalne i etatystyczne, używające i nieużywające euro czy wreszcie na „starą" i „nową” Europę. Kryzys finansowy tylko przywrócił do łask retorykę protekcjonizmu i nacjonalizmu, będącą nowym sposobem wyrażenia już istniejących różnic.
Na to wszystko nałożył się spór o to, kto w tych ciężkich czasach ma rządzić Unią. Za Czechami stoi ich instytucjonalne przewodnictwo, za Francją natomiast – jej światowe znaczenie i niespożyta energia prezydenta Sarkozy’ego. Wzajemna rywalizacja sprawia, że przywódcy obu państw myślą przede wszystkim o prestiżu własnego narodu, odstawiając Unię na drugi plan.
Dla przykładu, na styczniowy szczyt w Szarm el Szejk, poświęcony sytuacji w strefie Gazy, zorganizowany z inicjatywy francuskiej, nie zostali zaproszeni ani Czesi, ani żadni przedstawiciele administracji unijnej. Rozmowy o pokoju na Bliskim Wschodzie odbyły się, jak w XIX wieku, tylko z udziałem największych światowych mocarstw. Z drugiej strony Czechy torpedowały kolejne pomysły Sarkozy’ego zwoływania nadzwyczajnych szczytów do walki z kryzysem – według słów Vaclava Klausa przywódcy Unii nie muszą spotykać się w każdy weekend.
Czy jednak sytuacja jest naprawdę beznadziejna? Według czeskiego ministra spraw zagranicznych, Karela Schwarzenberga, niekoniecznie. Nawet jeśli Unia Europejska nie ma przed sobą szans rozwoju, jej dziedzictwo przetrwa. Pół wieku europejskiej integracji ucywilizowało stosunki na Starym Kontynencie do tego stopnia, że powrót do sytuacji sprzed II wojny światowej jest niemożliwością. „Wojny, w jakie wpadała Europa w wyniku gospodarczej paniki, już się nie powtórzą", słowa ministra przytacza gazeta.
mj