"Podczas rozmów z członkami prezydium BdV w poniedziałek powiedziałam wyraźnie, że nie potrzeba nam tego, by projekt (centrum upamiętniającego wysiedlenia) upadł na ostatnich metrach z mojego powodu. Byłabym gotowa do rezygnacji. Ale zostało to jednomyślnie odrzucone przez wszystkich uczestników rozmowy jako sprawa niepodlegająca dyskusji" - powiedziała Steinbach w wywiadzie dla tygodnika "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung", który ukaże się w niedzielę. Fragmenty rozmowy opublikowano w sobotę na stronach internetowych gazety.
Steinbach jest jedną z trojga nominowanych przez BdV do rady fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie". Jak podkreśliła, Związkowi chodzi jedynie o suwerenność; od innych organizacji nie wymagano zrezygnowania z nominacji określonej osoby dlatego, że kraj sąsiedni ma z tym problem.
Przeciwko powołaniu szefowej BdV tego gremium protestuje Polska. W zeszłym tygodniu minister w kancelarii premiera Władysław Bartoszewski rozmawiał na ten temat z kanclerz Angelą Merkel. Ostrzegł przed pogorszeniem stosunków polsko-niemieckich i ograniczeniem zaplanowanych.
Rząd w Berlinie zapowiedział, że z decyzją o powołaniu rady fundacji poczeka na "odpowiedni moment".
Odnosząc się do ostrych słów Bartoszewskiego z ubiegłego tygodnia Steinbach powiedziała w rozmowie z "FAS", że "jej specjalny przyjaciel wpadł w amok".
Jak przyznała, jest rozczarowana, że w Niemczech nikt nie bronił jej przed Bartoszewskim, który porównał szefową BdV z negującym holokaust biskupem lefebrystą Richardem Williamsonem.
Nie do przyjęcia jest - zdaniem Steinbach - to, że politycy tacy jak szefowa krytycznych wobec BdV Zielonych Claudia Roth, "którzy gołymi rękami gotowi są przenosić ropuchy przez ulicę, ale bezlitośnie pomijają los milionów zgwałconych po wojnie kobiet i ofiar wypędzeń".
Według Steinbach łatwiej jest zrozumieć zachowanie Polski niż to, czego musi wysłuchiwać we własnym kraju. Przyszłą fundację poświęconą wysiedleniem Steinbach nazwała "swoim dzieckiem". "W tym jest moje serce" - dodała.
Jej zdaniem ustawa powołująca fundację "nie może po prostu sobie leżeć". Steinbach spodziewa się, że rząd wkrótce poprosi uprawnione instytucje do przedstawienia nominacji do władz fundacji.
"Opowiadam się za kreatywnymi rozwiązaniami. Co prawda są obawy, że cały projekt może przybrać inny charakter i nie będzie przedstawiał tego, co spotkało 15 milionów niemieckich wypędzonych, z których 2 miliony zginęły. Po wieloletnich debatach panuje nieufność. Trzeba ją usunąć. Nie chcę zniekształcenia, ale prawdy" - podkreśliła Steinbach.
Powiedziała ona też, że nie jest wrogiem Polski. "Wiem, że wszystkich moich poprzedników spotkał podobny los. Dla Polski tak jak ja ucieleśniali wrogów, którymi straszyło się dzieci. W krajach postkomunistycznych jeszcze długo będziemy mieli do czynienia z emocjonalnym falowaniem. Przyjmuję to wszystko z pewnym opanowaniem" - powiedziała.
Według szefowej BdV jej organizacja nie zajmuje się wyłącznie problemem powojennych wysiedleń Niemców. "Stoimy po stronie także innych ofiar. Po stronie ludzi, którzy przeżyli wiele straszliwych rzeczy w wyniku narodowego socjalizmu, także Polaków (...) Otworzyliśmy się na los innych" - podkreśliła Steinbach.
Jej zdaniem Polska uważa się za "kraj ofiar", któremu zapewne trudno jest uznać, że także ponosi odpowiedzialność za cierpienia milionów ludzi po II wojnie światowej.