Kilkuset chińskich studentów z wydziału zarządzania przedsiębiorstwami uniwersytetu w Tulonie jest podejrzanych o kupienie dyplomu za 2,7 tys. euro, podaje „Le Figaro”.
Od kilku dni kampus uniwersytecki żyje tylko jedną informacją: studenci, w większości Chińczycy, kupili dyplomy od swoich francuskich kolegów. Minister szkolnictwa wyższego, Valérie Pécresse, zapowiedziała dochodzenie dotyczące sposobu przyznawania dyplomów, „w szczególności studentom zagranicznym". Tymczasem dziennik „Le Monde” dodaje, że prokuratura już 26 marca wszczęła śledztwo w tej sprawie po skardze złożonej przez jednego z wykładowców. Sprawa dotyczy wydziału zarządzania przedsiębiorstwami, który w Chinach cieszy się szczególną popularnością. Dziennik podaje, że proceder mógł trwać nawet 4 lata.
Wątpliwości budzi jeszcze jedna sprawa. Mimo wcześniejszych informacji rektora Laroussi Oueslatiego, że część zagranicznych studentów nie włada językiem francuskim na tyle biegle by móc uczęszczać na jego zajęcia, zdawalność wśród chińskich żaków jest stuprocentowa. Warto zauważyć, że na tej samej uczelni wśród Francuzów wynosi ona tylko 90 procent. Podobne podejrzenia padły na inne uniwersytety w Pau, La Rochelle i Poitiers. Jeśli zostaną potwierdzone minister zapowiada przeprowadzenie inspekcji tych lub nawet wszystkich uczelni wyższych we Francji.
ts
Wątpliwości budzi jeszcze jedna sprawa. Mimo wcześniejszych informacji rektora Laroussi Oueslatiego, że część zagranicznych studentów nie włada językiem francuskim na tyle biegle by móc uczęszczać na jego zajęcia, zdawalność wśród chińskich żaków jest stuprocentowa. Warto zauważyć, że na tej samej uczelni wśród Francuzów wynosi ona tylko 90 procent. Podobne podejrzenia padły na inne uniwersytety w Pau, La Rochelle i Poitiers. Jeśli zostaną potwierdzone minister zapowiada przeprowadzenie inspekcji tych lub nawet wszystkich uczelni wyższych we Francji.
ts