Zwycięstwo prozachodniej koalicji w Libanie przynajmniej częściowo było możliwe dzięki kampanii prezydenta USA Baracka Obamy, który deklarował otwarcie na świat arabski i muzułmański – pisze „New York Times”.
„Trudno wyciągać jednoznaczne wnioski z jednych wyborów. Ale po raz pierwszy związek ze Stanami Zjednoczonymi nie doprowadził do porażki na Bliskim Wschodzie. A ponieważ Liban zawsze był poligonem doświadczalnym, wynik wyborów może oznaczać możliwe, ważne przesunięcie w dynamice regionalnej w kontekście kolejnych wyborów – w piątek w Iranie" – ocenia nowojorski dziennik.
„New York Times" przypomina, że Waszyngton proponuje obecnie rozmowy ze sponsorami szyickiego Hezbollahu, czyli Iranem i Syrią, a nie konfrontację z nimi. Ruch ten podkopie usiłowania Hezbollahu, by demonizować USA – zauważa gazeta.
„Liban jest wiele mówiącym przypadkiem" – powiedział „New York Times” Osama Safa, szef libańskiego ośrodka studiów politycznych. „Ekstremistom nie opłaca się już stawiać na antyamerykańską kartę. Wygląda na to, że USA idą w stronę czegoś nowego” – wyjaśnił.
Niektórzy analitycy twierdzą wręcz, że libańskie wybory parlamentarne mogą być zwiastunem przed piątkowymi wyborami prezydenckimi w Iranie, gdzie radykalny prezydent Mahmud Ahmadineżad może przegrać z umiarkowanym kandydatem Mirem Hosejnem Musawim.
Wyniki głosowania mogą także skomplikować Izraelowi zbijanie kapitału na obawach przed dominacją Hezbollahu i utrudnić odejście od rozmów pokojowych, o co wielu analityków podejrzewa premiera Benjamina Netanjahu.
„New York Times" zastrzega jednak, że w grze jest wiele czynników, które nie są zależne od USA.
W niedzielnych wyborach w Libanie zwyciężyła prozachodnia koalicja Sojusz 14 Marca z Saadem Haririm, która uzyskała 71 głosów w 128-osobowym parlamencie. Koalicja na czele z Hezbollahem, do której należy szyicka partia Amal, otrzymała 57 miejsc.
PAP
„New York Times" przypomina, że Waszyngton proponuje obecnie rozmowy ze sponsorami szyickiego Hezbollahu, czyli Iranem i Syrią, a nie konfrontację z nimi. Ruch ten podkopie usiłowania Hezbollahu, by demonizować USA – zauważa gazeta.
„Liban jest wiele mówiącym przypadkiem" – powiedział „New York Times” Osama Safa, szef libańskiego ośrodka studiów politycznych. „Ekstremistom nie opłaca się już stawiać na antyamerykańską kartę. Wygląda na to, że USA idą w stronę czegoś nowego” – wyjaśnił.
Niektórzy analitycy twierdzą wręcz, że libańskie wybory parlamentarne mogą być zwiastunem przed piątkowymi wyborami prezydenckimi w Iranie, gdzie radykalny prezydent Mahmud Ahmadineżad może przegrać z umiarkowanym kandydatem Mirem Hosejnem Musawim.
Wyniki głosowania mogą także skomplikować Izraelowi zbijanie kapitału na obawach przed dominacją Hezbollahu i utrudnić odejście od rozmów pokojowych, o co wielu analityków podejrzewa premiera Benjamina Netanjahu.
„New York Times" zastrzega jednak, że w grze jest wiele czynników, które nie są zależne od USA.
W niedzielnych wyborach w Libanie zwyciężyła prozachodnia koalicja Sojusz 14 Marca z Saadem Haririm, która uzyskała 71 głosów w 128-osobowym parlamencie. Koalicja na czele z Hezbollahem, do której należy szyicka partia Amal, otrzymała 57 miejsc.
PAP