W Holandii wciąż żywe jest traumatyczne wspomnienie powodzi, która w 1953 r. zdewastowała położoną na północy kraju Zelandię, zabijając 2000 osób. Tamta katastrofa była wywołana nawałnicą, a więc trudnym do przewidzenia zjawiskiem. Teraz zagrożenie jest dużo bardziej oczywiste i nieuniknione: globalne ocieplenie grozi zalaniem 1/3 powierzchni Holandii. Władze państwa szukają więc kreatywnych rozwiązań problemu, pisze "Le Monde".
Od lat pięćdziesiątych Holendrzy chwalą się, że mają „najbezpieczniejszą deltę świata". Wtedy to wybudowano system zapór, kanałów i śluz, chroniących kraj przed „gniewem morza”. Niestety jedna czwarta tych budowli nie spełnia już norm bezpieczeństwa z powodu stopniowego podnoszenia się poziomu wód. Ocenia się, że do roku 2100 ma się on podnieść o 1,3 m, a do 2200 o 4 metry. Jeśli nie podejmie się przeciwdziałań, konsekwencje dla terenów przybrzeżnych będą katastrofalne, a trzeba podkreślić, że zamieszkuje je 9 z 16,5 miliona obywateli. Przynoszą one też Holandii 65 proc. PKB między innymi dzięki położonym tam portom i lotniskom, wylicza dziennik.
Rząd Holandii powołał Komisję „Delta", która ma pokierować pracami dotyczącymi zabezpieczeń przed powodzią. Projekty powinny być długoterminowe (obejmować perspektywę co najmniej 100 lat) i innowacyjne. – Nie możemy w nieskończoność tylko podwyższać wałów. Chcemy, aby nowe konstrukcje miały też jakąś dodatkową wartość z punktu widzenia gospodarki, bezpieczeństwa energetycznego lub ochrony środowiska”, zaznacza holenderska minister infrastruktury, Tineke Huizinga.
Decyzje w sprawie inwestycji w poszczególne projekty rząd ma podjąć do 2015 r. Będą one finansowane ze specjalnego funduszu. Jego podstawą prawną będzie „Ustawa Delta", która ma zostać przedstawiona parlamentowi jeszcze tej jesieni. Fundusz będzie istniał już zawsze, ponieważ Holandii już zawsze będzie groziło zalanie.