Kadafi nie zmieni swoich poglądów

Kadafi nie zmieni swoich poglądów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nazwany przez Ronalda Reagana wściekłym psem Bliskiego Wschodu libijski przywódca Muammar Kadafi stara się zmienić swój wizerunek na Zachodzie. Jednak sposób w jaki powitał Abdelbaseta Alego al-Megrahiego, uwolnionego przez Brytyjczyków zamachowca z Lockerbie, świadczy o tym, że nie zmienił on swoich poglądów.
Pomimo, że Kadafi przewodniczy Unii Afrykańskiej, uczestniczył w szczycie G8 w Rzymie a zachodnie potęgi spragnione ropy starają się pozyskać jego względy, charakterystyczne dla niego było uzyskiwanie ustępstw od tych potęg, udawanie wdzięczności a następnie wykpiwanie ich za to że się ugięły. Jednak tym razem libijski przywódca się przeliczył. Uwolnienie Megrahiego zamiast wzmocnić jego pozycję uwidoczniło wewnętrzne konflikty związane z próbami ponownego nawiązania relacji ze światem.

Rewolucyjna ideologia Kadafiego nadal kłóci się z oczekiwaniami Zachodu. Sprawa Megrahiego zmusza Zachód i Libię do stawienia czoła tej różnicy perspektyw, która wpływa na ich wzajemne relacje od czasu, kiedy rozpoczęło się pojednanie. Zachód widzi całą sprawę jasno: Libia uhonorowała skazanego za terroryzm, który pomógł wysadzić w powietrze samolot pasażerski nad szkockim Lockerbie w 1988 roku. Dla Libii sprawa nie jest taka oczywista. Jest kilka powodów, dla których kraj ten zachował się właśnie w ten sposób. Głównym z nich jest to, że rząd w Trypolisie nigdy nie zaakceptował winy Megrahiego.

Innymi przyczynami może być też spór między synami Kadafiego o sukcesję po nim - jeden z nich, Saif al-Islam, towarzyszył Megrahiemu w drodze domu - lub chęć pokazania, że pomimo licznych ustępstw Libia nie jest marionetką Zachodu. Nie można też przeoczyć osobistych ambicji Kadafiego, który nie ukrywa, że jego celem jest utworzenie Stanów Zjednoczonych Afryki z jedną armią, jedną walutą i jednym przywódcą. Sprowadzenie Megrahiego do domu może poprawić jego pozycję wśród afrykańskich przywódców.

Oburzenie Zachodu Kadafi uważa za hipokryzję. Kiedy w 2007 roku Libia wypuściła pięć bułgarskich pielęgniarek, które tamtejszy sąd skazał na śmierć za zakażenie wirusem HIV libijskich dzieci, były one witane w Europie przez prezydenta i premiera Bułgarii oraz żonę prezydenta Francji. Miały trafić w Bułgarii do więzienia, ale niemal natychmiast zostały ułaskawione. Na Zachodzie oskarżenia wobec nich uznano za sfałszowane. A przecież Libijczycy również wierzą, że Megrahi był więźniem politycznym.

Od samego początku było nieuniknione, że sprawa ta skończy się wrogością i wzajemnymi oskarżeniami. Dla rodzin osób zabitych w 1988 roku zmuszenie Libii do wypłacenia odszkodowań i skazanie Megrahiego na dożywocie było kwestią sprawiedliwości. Dla Libii odszkodowania były transakcją pozwalającą na wznowienie kontaktów z Zachodem i przyciągnięcie zagranicznych inwestorów.


PAP