"Stąd obecność Angeli Merkel w Gdańsku. Żaden niemiecki kanclerz nie chce, by ktokolwiek z sąsiadów Niemiec wątpił, że Niemcom jest wciąż bardzo przykro za rok 1939 i nie chce, by obawiali się dziś agresji Niemiec" - pisze Applebaum.
Rosyjski premier Władimir Putin - zdaniem publicystki - "wydaje się mieć całkiem inne powody do udziału w obchodach". Autorka przypomina serię rewizjonistycznych tekstów w kontrolowanych przez Kreml mediach rosyjskich, w których dowodzi się, że pakt Ribbentrop-Mołotow z jego tajnym układem o czwartym rozbiorze Polski, był uzasadniony, ponieważ Polska sama pozostawała w "tajnym sojuszu" z Hitlerem.
"Putin prawdopodobnie nie będzie sam bronił tej zdumiewającej i ahistorycznej tezy, chociaż może próbować +umieścić w kontekście+ pakt Hitlera ze Stalinem przez jego porównanie do innych dyplomatycznych decyzji. Ostatnio inni Rosjanie wyrażali podobnie pozytywną ocenę wydarzeń z 1939 roku w dobrze skoordynowanych staraniach na rzecz usprawiedliwienia tego paktu" - pisze komentatorka "Washington Post".
"Z punktu widzenia rosyjskiej elity rządzącej ma to sens: chwaląc stalinowską agresję przeciw sąsiadom ZSRR 70 lat temu, pomagają usprawiedliwić agresję Rosji przeciw jej sąsiadom dzisiaj, przynajmniej w oczach rosyjskiego społeczeństwa. Z pewnością służy to temu, by środkowoeuropejscy sąsiedzi Rosji byli zaniepokojeni - dokładnie przeciwny cel do tego, jaki chce osiągnąć Merkel" - kontynuuje Applebaum.
"A zatem te same wydarzenia mają rozmaite znaczenia. Rosja i Niemcy wyrażają radykalnie odmienne postawy odnośnie swego miejsca w Europie" - pisze autorka.
Przypisuje ona także czysto polityczne motywacje najwyższym przedstawicielom rządów Francji i Wielkiej Brytanii, którzy przybędą na uroczystości rocznicowe.
Przypominając, że 70. rocznica będzie pierwszą, którą Polska obchodzi jako członek nie tylko NATO, ale i Unii Europejskiej, Applebaum pisze: "Brytyjczycy i Francuzi będą tam z tego samego powodu - Europa Środkowa w ogóle a Polska w szczególności mają teraz znaczną liczbę głosów w europejskich instytucjach. Ogólnie mówiąc, muszą być zatem brane poważniej niż w przeszłości".
Nawiązuje też do kontrowersji z reprezentacją USA na obchody w Gdańsku. "Wyżsi politycy amerykańscy nie będą prawdopodobnie obecni, ponieważ oni - w przeciwieństwie do Anglii i Francji - nie mają specjalnego powodu, by brać Europę Środkową poważnie i coraz bardziej demonstrują ten fakt" - czytamy w artykule.
Według początkowych doniesień, do Gdańska miał przyjechać tylko były minister obrony USA, William Perry, ale w sobotę polskie MSZ podało, że współprzewodniczącym delegacji będzie aktualny szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego, James Jones.
Jones należy do ścisłego kierownictwa administracji prezydenta Baracka Obamy.