Niepowodzenie działań NATO sprawiło, że kraje Europy Wschodniej zaczęły odwracać się od Stanów Zjednoczonych – pisze londyński dziennik „Financial Times”.
„Donald Rumsfeld jako minister obrony USA w 2003 r., gdy administracja George’a W. Busha koncentrowała się na sprawach Iraku, doprowadził do furii swych europejskich sojuszników, gdy określił przeciwników wojny – głównie Francję i Niemcy – mianem ‘starej Europy’. Tym samym wskazał, że istnieje coś takiego jak ‘nowa Europa’, w skład której wchodzą nowi członkowie NATO i Unii Europejskiej – dawni członkowie Układu Warszawskiego – o wiele bardziej proatlantyccy i proamerykańscy, gotowi do uczestnictwa w wojnie z terroryzmem. To ‘stara Europa’ okazała się słaba i niechętna do walki" – pisze „Financial Times”.
Słowa Rumsfelda zostały źle przyjęte nie tylko w Berlinie i Paryżu lecz w większości „starych" państw Unii, gdzie uznano, iż amerykański minister rozmyślnie podsyca podziały w Europie. Faktycznie jednak w wypowiedzi Rumsfelda było źdźbło prawdy: w kwestiach bezpieczeństwa dawni członkowie bloku radzieckiego w o wiele większym stopniu byli skłonni ufać Stanom Zjednoczonym niż ich nowym partnerom w Europie Zachodniej. Krajom wschodniej części kontynentu nie podobała się idea prowadzenia wojny poza regionem – dla Ameryki były jednak w stanie podjąć się tego zadania – pisze dziennik.
„Dziś sytuacja się zmieniła. W ciągu sześciu lat, które minęły od tego momentu, coś się wydarzyło. Nastąpił zwrot w stanowisku Europejczyków – wschód stał się mniej proatlantycki i mniej instynktownie proamerykański niż „stara Europa" na zachodzie kontynentu (...) Europa Wschodnia kończy romans z USA” – pisze „Financial Times”, powołując się m.in. na opublikowane w ubiegłym tygodniu wyniki badań, przeprowadzonych przez Niemiecką Fundację Marshalla.
Z badań wynika, że w Europie Wschodniej jedynie 25 procent ludzi wierzy, że w ostatnim roku doszło do poprawy w stosunkach europejsko-amerykańskich, podczas gdy w Europie Zachodniej takiego zdania jest 43 procent badanych. Nie ma to nic wspólnego z osobą Baracka Obamy – przez kontynent przetacza się fala „obamomanii" – dla którego poparcie deklaruje aż 92 procent Niemców (Busha w ub.r. popierało tu jedynie 12 proc.), czy 55 procent Polaków (poparcie dla Busha wynosiło tu 44 proc.).W praktyce oznacza to, że „Wschodni Europejczycy, którzy byli kiedyś mniej antybushowscy, dziś są mniej proobamowscy od swych zachodnich partnerów” – pisze londyński dziennik.
Jednym z elementów, jaki zadecydował o takiej sytuacji, jest zdaniem dziennika czynnik rosyjski a przede wszystkim wątpliwości, dotyczące zapowiedzi Baracka Obamy, iż „zresetuje" stosunki amerykańsko-rosyjskie oraz wynik ubiegłorocznej wojny Rosji z Gruzją, której ani NATO, ani też USA – jeszcze za rządów Busha – nie były w stanie przeciwdziałać.
„Jeśli ‘zresetowanie’ stosunków ma oznaczać pójście na kompromis wobec Rosji w kwestiach bezpieczeństwa, idea taka może okazać się wielce niepopularna. Chociaż ani Polacy, ani też Czesi nie palą się do ustanawiania amerykańskich instalacji rakietowych na swych terytoriach, w o wiele większym stopniu obawiają się anulowania takich planów, szczególnie jeśli oznaczałoby to uwzględnienie rosyjskich obiekcji".
„Jeśli zaś chodzi o stosunek do NATO, można powiedzieć, iż kombinacja spraw Gruzji i Afganistanu okazała się szczególnie toksyczna. Kwestia gruzińska dowiodła, że Sojusz postawiony wobec siły Rosji nie jest w stanie zapewnić konwencjonalnej ochrony wojskowej swym ewentualnym przyszłym członkom. To musi poważnie niepokoić także kraje wchodzące już w skład Sojuszu – w tym trzy małe państwa bałtyckie. Faktem jest, że Europa Wschodnia chce, by NATO chroniło ją przed Rosją, a nie stanowiło korpus ekspedycyjny w takich miejscach jak Afganistan. Jeśli zaś NATO nie jest w stanie spełnić żadnego z tych oczekiwań, z pewnością zniknie dawny entuzjazm dla Sojuszu" – konkluduje „Financial Times”.
PAP
Słowa Rumsfelda zostały źle przyjęte nie tylko w Berlinie i Paryżu lecz w większości „starych" państw Unii, gdzie uznano, iż amerykański minister rozmyślnie podsyca podziały w Europie. Faktycznie jednak w wypowiedzi Rumsfelda było źdźbło prawdy: w kwestiach bezpieczeństwa dawni członkowie bloku radzieckiego w o wiele większym stopniu byli skłonni ufać Stanom Zjednoczonym niż ich nowym partnerom w Europie Zachodniej. Krajom wschodniej części kontynentu nie podobała się idea prowadzenia wojny poza regionem – dla Ameryki były jednak w stanie podjąć się tego zadania – pisze dziennik.
„Dziś sytuacja się zmieniła. W ciągu sześciu lat, które minęły od tego momentu, coś się wydarzyło. Nastąpił zwrot w stanowisku Europejczyków – wschód stał się mniej proatlantycki i mniej instynktownie proamerykański niż „stara Europa" na zachodzie kontynentu (...) Europa Wschodnia kończy romans z USA” – pisze „Financial Times”, powołując się m.in. na opublikowane w ubiegłym tygodniu wyniki badań, przeprowadzonych przez Niemiecką Fundację Marshalla.
Z badań wynika, że w Europie Wschodniej jedynie 25 procent ludzi wierzy, że w ostatnim roku doszło do poprawy w stosunkach europejsko-amerykańskich, podczas gdy w Europie Zachodniej takiego zdania jest 43 procent badanych. Nie ma to nic wspólnego z osobą Baracka Obamy – przez kontynent przetacza się fala „obamomanii" – dla którego poparcie deklaruje aż 92 procent Niemców (Busha w ub.r. popierało tu jedynie 12 proc.), czy 55 procent Polaków (poparcie dla Busha wynosiło tu 44 proc.).W praktyce oznacza to, że „Wschodni Europejczycy, którzy byli kiedyś mniej antybushowscy, dziś są mniej proobamowscy od swych zachodnich partnerów” – pisze londyński dziennik.
Jednym z elementów, jaki zadecydował o takiej sytuacji, jest zdaniem dziennika czynnik rosyjski a przede wszystkim wątpliwości, dotyczące zapowiedzi Baracka Obamy, iż „zresetuje" stosunki amerykańsko-rosyjskie oraz wynik ubiegłorocznej wojny Rosji z Gruzją, której ani NATO, ani też USA – jeszcze za rządów Busha – nie były w stanie przeciwdziałać.
„Jeśli ‘zresetowanie’ stosunków ma oznaczać pójście na kompromis wobec Rosji w kwestiach bezpieczeństwa, idea taka może okazać się wielce niepopularna. Chociaż ani Polacy, ani też Czesi nie palą się do ustanawiania amerykańskich instalacji rakietowych na swych terytoriach, w o wiele większym stopniu obawiają się anulowania takich planów, szczególnie jeśli oznaczałoby to uwzględnienie rosyjskich obiekcji".
„Jeśli zaś chodzi o stosunek do NATO, można powiedzieć, iż kombinacja spraw Gruzji i Afganistanu okazała się szczególnie toksyczna. Kwestia gruzińska dowiodła, że Sojusz postawiony wobec siły Rosji nie jest w stanie zapewnić konwencjonalnej ochrony wojskowej swym ewentualnym przyszłym członkom. To musi poważnie niepokoić także kraje wchodzące już w skład Sojuszu – w tym trzy małe państwa bałtyckie. Faktem jest, że Europa Wschodnia chce, by NATO chroniło ją przed Rosją, a nie stanowiło korpus ekspedycyjny w takich miejscach jak Afganistan. Jeśli zaś NATO nie jest w stanie spełnić żadnego z tych oczekiwań, z pewnością zniknie dawny entuzjazm dla Sojuszu" – konkluduje „Financial Times”.
PAP