Szefowa amerykańskiej dyplomacji uważa, że dzięki niedawnej decyzji prezydenta Baracka Obamy Stany Zjednoczone wdrożą nowy system szybciej niż poprzedni, aby móc reagować na zagrożenie, jakie stanowią irańskie rakiety krótkiego i średniego zasięgu.
"Rozlokujemy (system) obrony rakietowej, który jest bardziej spójny od poprzedniego, z większą liczbą rakiet przechwytujących w większej liczbie miejsc i bardziej zdolnych do obrony wszystkich naszych przyjaciół i sojuszników w regionie. Rozmieścimy technologię, która jest faktycznie sprawdzona, żebyśmy nie tracili czasu, ani pieniędzy podatników. Zachowamy też elastyczność, żeby dostosować nasze (nowe) podejście do zagrożenia w taki sposób, w jaki będzie ono ewoluowało" - napisała Clinton.
Podkreśliła, że USA "nie odkładają na półkę" kwestii obrony przeciwrakietowej. "Wzmacniamy naszą zdolność do obrony naszych interesów i naszych sojuszników. Nie odwracamy się od naszych sojuszników, lecz rozmieszczamy system, który zwiększa sojusznicze bezpieczeństwo, rozwija naszą współpracę z NATO i umieszcza więcej środków w większej liczbie krajów" - argumentuje sekretarz stanu.
Clinton zaznaczyła, że USA "bardzo doceniają gotowość dwóch sojuszników, Polski i Czech, do umieszczenia (na swoim terytorium) elementów wcześniej planowanego systemu" obrony przeciwrakietowej. "Będziemy nadal blisko współpracować z obu krajami i będą one miały możliwość ścisłego zaangażowania się w (nowy system) obrony przeciwrakietowej" - zapewniła.
"Pragnę podkreślić - czytamy dalej - że wszyscy jesteśmy połączeni wspólnym zobowiązaniem jako sojusznicy w NATO, ale również poprzez silne historyczne, gospodarcze i kulturalne więzy, które nigdy nie zostaną zerwane". W tym kontekście Clinton przypomniała zasadę wynikającą z artykułu V Traktatu Waszyngtońskiego mówiącą, że atak na jednego z sojuszników, oznacza atak na wszystkich. "Atak na Londyn, czy Warszawę oznacza atak na Nowy Jork, czy Waszyngton" - napisała Hillary Clinton.
pap