"Sueddeutsche Zeitung" interpretuje uzasadnienie decyzji Komitetu Noblowskiego jako podziękowanie dla Obamy za "odejście od polityki jego poprzednika, George'a W. Busha" oraz obudzenie nadziei na postępy w walce z ociepleniem klimatu oraz w rozbrojeniu. Według dziennika, "wyrok" powinien jednak zapaść dopiero po zakończeniu urzędowania Obamy.
"Po słowach muszą nastąpić czyny. Rozbrojenie, klimat, Iran, Afganistan, Bliski Wschód, reforma służby zdrowia, socjalne różnice - Obamę wszystkie te tematy zajmują jednocześnie. A ponieważ dopiero od niewielu miesięcy panuje nad klawiaturą, za wcześnie na ocenę, czy jest wirtuozem" - dodaje dziennik.
"Czy może się zdarzyć, że na końcu Obama poniesie porażkę, jego wspaniałe zamiary pozostaną marzeniami i okaże się, iż Nagrodę Nobla otrzymał niesłusznie? Kto dziś tak wyrokuje, jest niepoważny. Nagroda jest spekulacją, przepowiednią" - ocenia "SZ".
Dziennik uznał za niewystarczające uzasadnienie przedstawione przez komitet, który docenił to, że Obama "uwolnił świat od traumy Busha" i wyprowadził na prostą relacje międzynarodowe. "Uczynił to jedynie na papierze. Guantanamo jeszcze nie zamknięto. USA nadal prowadzą wojnę w Afganistanie. Talibowie jeszcze mogą ustanowić tam panowanie przemocy, gdy Ameryka pochopnie się wycofa. Świat islamski jeszcze może popaść w nuklearny wyścig, jeśli Iran zbuduje bombę atomową" - przestrzega komentator "SZ".
Z kolei "Frankfurter Allgemeine Zeitung" ocenia, że Barack Obama jest symbolem "tęsknoty za dobrą Ameryką".
"Ta przepełniona nadzieją tęsknota jest bez wątpienia w Europie szczególnie duża; Komitet Noblowski daje jej wyraz, podobnie jak już przed siedmiu laty, przyznając mało przekonujące wyróżnienie dla Jimmy'ego Cartera, który jako prezydent poniósł porażkę na wielu polach" - ocenia "FAZ".
Według gazety Obama otrzymał nagrodę, bo budzi nadzieję i nie obawia się postawić na multilateralizm. "Ale nie wszystko, czego on dotknie, zamieni się w złoto; w istocie nie osiągnął jeszcze nic (...) Ten, kto cieszy się z nagrody, musi przyczyniać się do tego, by ten prezydent osiągnął sukces, gdy chodzi o łagodzenie kryzysów i uregulowanie konfliktów. Jeśli zostanie pozostawiony sam sobie, Amerykanie zaczną pytać, co im właściwie dało to całe +globalne zaangażowanie+. I będą nalegać, by (Ameryka) znów wzięła sprawy w swoje ręce" - uważa komentator "FAZ".
Także "Die Welt" ocenia, że wyróżnienie dla prezydenta USA raczej nie dotyczy "realnej osoby, tylko nadziei, jakie wiąże z nim świat".
"Można to także rozumieć jako drugą nagrodę dla +anty-Busha+, którą Oslo przyznało w ciągu kilku lat. Nagradzając Ala Gore'a (w 2007 r.) wyróżniono publiczną osobę w USA, która najsilniej reprezentowała biegun przeciwny wobec polityki klimatycznej Busha. Teraz wyróżniono kogoś, kto - w oczach Komitetu Noblowskiego - reprezentuje największy dystans do bushowskiej polityki zagranicznej. Pokazuje to, jak wielka jest w Europie potrzeba, by odnaleźć inną, dobrą Amerykę" - dodaje.pap