Francuski dziennik "Le Figaro" zastanawia się, jakim przewodniczącym Rady Europejskiej będzie wybrany na to stanowisko belgijski premier Herman Van Rompuy: raczej organizatorem czy liderem umiejącym jak równy z równym rozmawiać z Barackiem Obamą lub Hu Jintao. - Nic nie jest przesądzone. Decyzja należy do pierwszego kandydata do objęcia tej funkcji, na 2,5 roku z możliwością przedłużenia kadencji - pisze gazeta.
Według "Le Figaro" Van Rompuy wybrany został w atmosferze nerwowych negocjacji trwających do ostatniej chwili - i to mimo braku jego wyraźnej obecności na arenie międzynarodowej. "Jego wielkim atutem jest to, że nikogo nie drażni" - ocenia gazeta. "Pochodzący z kraju założycielskiego, mistrz kompromisu, konserwatysta jak większość krajów UE, mówiący po francusku i wyróżniający się dyskrecją - co jest plusem dla wielkich państw, które obawiały się wysłać do Brukseli gwiazdę mogącą je przyćmić. W pewnym sensie Van Rompuy to przeciwieństwo Tony'ego Blaira" - zauważa "Le Figaro".
Dziennik pisze też, że prawdziwym problemem dla szwedzkiego przewodnictwa UE, po "dwóch rundach bezowocnych rozmów telefonicznych", było znalezienie równowagi "między krajami wielkimi i małymi, prawicą i lewicą, Północą i Południem, mężczyznami i kobietami".
Zdaniem "Le Figaro", skupienie na funkcji prezydenta UE zepchnęło nieco w cień stanowisko nowego szefa unijnej dyplomacji, które objęła brytyjska baronessa Catherine Ashton. Gazeta ocenia, że po wprowadzeniu nowych funkcji UE będzie musiała nauczyć się działać zwrócona w cztery strony: przewodniczącego Rady Europejskiej, wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej, szefa Komisji Europejskiej i rotacyjnego przewodnictwa. "Nie jest pewne, czy to wystarczy, by stać się przeciwwagą dla Europy państw, która na nowo podjęła grę" - podsumowuje francuski dziennik.PAP