"My o Polsce wiemy wszystko. Nie ma tam nic szczególnego do rozpoznawania. Intencje jej politycznych liderów otwarcie przekazywane są przez media i nie stanowią żadnej tajemnicy" - dodał rozmówca gazety.
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego potwierdziła 6 stycznia, że 4 lutego 2009 roku zatrzymała pod zarzutem szpiegostwa obywatela Federacji Rosyjskiej, przebywającego od kilkunastu lat w Polsce. O schwytaniu rosyjskiego szpiega poinformował "Dziennik Gazeta Prawna". Sprawa była trzymana w największej tajemnicy.
Według "DzGP" aresztowany jest Rosjaninem, był klasycznym "nielegałem" i szpiegował dla Głównego Zarządu Wywiadowczego (GRU), tj. dla wywiadu wojskowego. Doskonale mówił po polsku, prowadził niewielką firmę. Kontrwywiadowi ABW udało się go namierzyć. Mężczyzna był kompletnie zaskoczony przy zatrzymaniu i - jak utrzymuje gazeta - próbował stawiać opór. Znaleziono u niego sprzęt do tajnej łączności.
Zdaniem "DzGP", prezydent Lech Kaczyński przyznał odznaczenia kilku funkcjonariuszom ABW, którzy przez miesiące namierzali szpiega. Gazeta twierdzi, że strata agenta odbiła się "potężnym echem" w Moskwie i "mogła stać się jedną z przesłanek do zdymisjonowania w kwietniu 2009 roku przez prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa szefa GRU, generała Walentina Korabielnikowa".
W ocenie rosyjskiego pisma, nazywanie przez polskie media aresztowanego obywatela Rosji "nielegałem" świadczy o ich całkowitej niekompetencji.
"Prawdziwi +nielegałowie+, a właśnie w takim świetle przedstawia (polska) prasa aresztowanego obywatela Rosji, to maksymalnie zakonspirowani agenci wywiadu. Nigdy nie żyją na podstawie takich dokumentów jak karta stałego pobytu, gdyż ludzie ci we wszystkich krajach w większym lub mniejszym stopniu, ale jednak są dość ściśle kontrolowani przez organy kontrwywiadowcze" - wyjaśnia "NWO".
Jak dodaje, "agenci-nielegałowie na ogół żyją z paszportami obywateli tych krajów, w których pracują". Według pisma, "zajmować się zbieraniem informacji, mając kartę stałego pobytu, jest wyjątkowo trudno". "Tym bardziej, jeśli ten czy inny człowiek, będąc obywatelem Rosji, mieszka w kraju, z którym jego ojczyzna ma nie najlepsze stosunki" - podkreśla gazeta.
"Dobrze wiadomo, jak polskie władze odnoszą się do Rosjan. W każdym z nich widzą potencjalnego agenta Moskwy i polskie służby kontrwywiadowcze bardzo szczelnie ich pilnują" - pisze "NWO".
Za "prawdziwą bzdurę" uznaje pismo sugestię, że poprzedni szef GRU Korabielnikow "mógł zostać zdymisjonowany z powodu wpadki jakiegoś agenta".
"Jeśli po zdemaskowaniu i aresztowaniu każdego agenta - a coś takiego nieuchronnie zdarza się w praktyce wszystkich służb specjalnych świata - następowałyby dymisje ich szefów, to rotacja na czele wywiadów byłaby permanentna" - konstatuje "NWO".
Pismo przyznaje jednak, że w 1963 roku, po zdemaskowaniu pułkownika Olega Pieńkowskiego, odwołany został ówczesny szef GRU gen. Iwan Sierow. Pieńkowski, wysoki rangą oficer radzieckiego wywiadu wojskowego, został zatrzymany i stracony w 1962 roku za szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.
Zdaniem "NWO", Korabielnikow sam podał się do dymisji, gdyż nie zgadzał się z reformą sił zbrojnych, w tym GRU, prowadzoną przez ministra obrony Anatolija Sierdiukowa.
PAP