W Belgii brak jest zasad zakazujących najwyższym przedstawicielom władz wspólnych podróży samolotem ze względów bezpieczeństwa. Zgodnie ze zwyczajem razem nie latają natomiast król i następca tronu. Za to król z premierem - tak. Relacjonując wydarzenia w Polsce po katastrofie samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem pisze o tym we wtorek dziennik "La Libre Belgique".
W Belgii "panuje tradycja, że król oraz książę-następca tronu nigdy nie podróżują tym samym samolotem" - powiedziały gazecie źródła w Pałacu Królewskim. Wynika to z troski o zapewnienie, nawet w przypadku katastrofy, sukcesji tronu.
Zdarza się natomiast, że król Belgów Albert II zabiera na pokład premiera. Dla przykładu na przełomie czerwca i lipca, monarcha będzie przewodniczył delegacji na obchody 50. rocznicy niepodległości Konga, dawnej belgijskiej kolonii. Premier Yves Leterme także się wybiera na uroczystości i będzie leciał tym samym samolotem - zaznacza dziennik.
Podobnie w Belgii nic nie stoi na przeszkodzie, by tym samym samolotem lecieli różni ministrowie, bo osobne loty członków rządu nie miałyby uzasadnienia ze względu na koszty i dodatkowe emisje CO2 do atmosfery. Obowiązuje za to zasada, że ministrowie każdorazowo informują Pałac Królewski oraz urząd premiera o podróży za granicę.
PAP, arb