Nie sposób zmierzyć, ile kilometrów ma kolejka do Pałacu Prezydenckiego. Zbity sznur ludzi dwukrotnie oplata kolumnę Zygmunta, a potem zakręca jeszcze trzy razy. Są też mniejsze kolejki: do każdej dziupli z ciepłą herbatą, do kebabu, do toalet w restauracjach. Zziębnięci ludzie stoją w deszczu po siedem godzin, by złożyć hołd parze prezydenckiej. Wczorajszej nocy stało z nimi "Metro".
Godz. 22.00. Pada deszcz. Na ulicy pod Pałacem Prezydenckim tłumy. Nowi ludzie dochodzą nieustannie i rozglądają się, gdzie jest koniec kolejki. Wygląda na to, że ciągnie się prawie przez kilometr, aż do pl. Zamkowego. Zanim pójdą zająć miejsce w kolejce, spoglądają na telebim ustawiony przed budynkiem: na ekranie widać Salę Kolumnową z dwoma trumnami przykrytymi biało-czerwonymi flagami.
Godz. 3.00. Znowu przemierza gazeta Krakowskie Przedmieście. Gdzieś na wysokości kina Kultura dostrzega panią, którą sześć godzin temu widziała koło kolumny Zygmunta. Przed kobietą jeszcze jakieś trzy godziny czekania. Teraz już trudniej o coś ciepłego do picia, bo zamknięto większość kawiarni i barów. Nie działa też restauracja na skwerze Hoovera. Ludzie oblegają małe okienko z kebabem po drugiej stronie Krakowskiego Przedmieścia. Przy stoiskach trwają sprzedawcy zniczy.
Godz. 5.00. Pod pałacem powoli się rozjaśnia. Rusza porządkowa krzątanina. Harcerze przerzucają do foliowych worków wypalone znicze, worki lądują w pobliskim kontenerze. Liczba płonących lampek jednak nie maleje, choć ciągle usuwane są te wypalone. W kobiercu zniczy i kwiatów trudno wypatrzyć puste miejsca - czytamy w publikacji "Metra".
Godz. 3.00. Znowu przemierza gazeta Krakowskie Przedmieście. Gdzieś na wysokości kina Kultura dostrzega panią, którą sześć godzin temu widziała koło kolumny Zygmunta. Przed kobietą jeszcze jakieś trzy godziny czekania. Teraz już trudniej o coś ciepłego do picia, bo zamknięto większość kawiarni i barów. Nie działa też restauracja na skwerze Hoovera. Ludzie oblegają małe okienko z kebabem po drugiej stronie Krakowskiego Przedmieścia. Przy stoiskach trwają sprzedawcy zniczy.
Godz. 5.00. Pod pałacem powoli się rozjaśnia. Rusza porządkowa krzątanina. Harcerze przerzucają do foliowych worków wypalone znicze, worki lądują w pobliskim kontenerze. Liczba płonących lampek jednak nie maleje, choć ciągle usuwane są te wypalone. W kobiercu zniczy i kwiatów trudno wypatrzyć puste miejsca - czytamy w publikacji "Metra".