Durne korpoludki w brytyjskim MSZ

Durne korpoludki w brytyjskim MSZ

Dodano:   /  Zmieniono: 
Najbardziej przygnębiające w sporządzonej przez Foreign Office notatce dotyczącej przyjazdu papieża do Wielkiej Brytanii nie była jej dziecinada, ale fakt, iż pracownicy tak ważnego dla państwa departamentu posługują się śmieciowym żargonem wziętym żywcem z korporacji doradczych – pisze komentator The Daily Telegraph, Philips Johnson.
Biorąc pod uwagę armię konsultantów, którzy zalali Whitehall w ciągu ostatnich 13 lat, nie powinno dziwić, że pojawił się także ich język i metody pracy. Ale dlaczegóż to tak wielu pozornie inteligentnych ludzi w służbie cywilnej przejmuje ich zwyczaje?

Atmosfera fiaska otacza przygotowania do wizyty papieża Benedykta XVI jako głowy państwa, pierwszej  tego typu do Wielkiej Brytanii (wizyta papieża Jana Pawła II 28 lat temu miała charakter pielgrzymki). Steve Mulvain, feralny dwudziestotrzyletni urzędnik, który jest oskarżany o zamieszanie stał się w jakiś sposób jego ofiarą, ale uniknął zwolnienia z pracy. Niedawno skończył uniwersytet, więc był pewnie najmłodszym w ekipie przygotowującej wizytę. Powodem, dla którego zaproponował wypuszczenie prezerwatyw o nazwie „Benedykt" czy zaproszenie papieża do otwarcia kliniki aborcyjnej jest korporacyjne myślenie: bądźmy kreatywni, miejmy burzę mózgów. Ekipa przeprowadziła więc burzę mózgów, podczas której analizowano wszelkie sugestie, także te naciągane i lekceważące.

Wystarczy spojrzeć na rysunki towarzyszące notatkom, aby zobaczyć jak ministerstwo zostało pochłonięte przez korporacyjne efekciarstwo. Widzimy diagram z dwiema osiami. Pierwsza pokazuje pozytywy i negatywy, druga czynniki wpływające i nie wpływające na działania ekipy. Wzdłuż każdej osi pojawiają się nazwiska osób, z którymi papież powinien się spotkać, a których powinien unikać.

Ktokolwiek zechce się zapoznać z resortowymi dokumentami z ostatnich 13 lat napotka na pustosłowie, międzywydziałowe organogramy, wykresy, mapy myślowe i zupełnie niezrozumiałe schematy synergiczne. Z upływem lat sektorowi publicznemu powiedziano, że musi być mniej rozbuchany, wydajniejszy i bardziej otwarty na potrzeby obywatela. Wszystko, co zostało zrobione w tej materii to jednak tylko przejęcie terminologii sektora prywatnego, niestety bez zrozumienia. Co więcej, prywatna firma może sobie pozwolić na oderwane od rzeczywistości kreatywne myślenie w nadziei, że może coś się z tego urodzi bez narażania swojej reputacji.

W rządzie jest miejsce dla ludzi, którzy inaczej widzą przyszłość. Jesteśmy słabi w planowaniu długoterminowym, a zbyt skupieni na celach krótkoterminowych. Politycy są przerażeni, kiedy muszą podjąć decyzje, które należałoby podjąć teraz by uniknąć kryzysu za 20 lat. To podejście nie jest jednak potrzebne, gdy organizujemy wizytę papieską. W tym przypadku Ministerstwo Spraw Zagranicznych zabrało się do sprawy od złej strony.

Był okres, kiedy sądzono, że burza mózgów jest zjawiskiem niekorzystnym. Pomysł ten powstał w latach 50-tych i jego celem było zwiększenie kreatywności w grupie. Badania wykazały jednak, że może ona prowadzić do słabszych rezultatów w porównaniu z samodzielnym myśleniem. Jak w spektakularnym stylu pokazała organizująca papieską wizytę grupa, można mieć bardzo wiele pomysłów podczas burzy mózgów. Szkoda tylko, że wszystkie są głupie.

Dlaczego obwiniać za to najmłodszego stażem pracownika, skoro to przełożeni zachęcają do mózgowych burz? Wyniki przemyśleń krążyły po resorcie nie jako żart, ale jako rezultat zadania. Z pewnością, przełożeni byli oburzeni. Czy nie powinni jednak sami siebie zapytać: kto pozwolił ludziom na takim poziomie pracować w służbie cywilnej?

PP