Ordynacja i system rozdziału głosów w Wielkiej Brytanii faworyzuje dwie największe partie: konserwatystów i laburzystów. W wyborach do Izby Gmin wyborcy mniej chętnie głosują na mniejsze partie, uważając oddany na nie głos za stracony.
W czwartkowych wyborach, przeprowadzonych w oparciu o ordynację większościową, żadna z partii nie uzyskała bezwzględnej większości, a wielu wyborców zdało sobie sprawę z tego, że nie tylko ordynacja, ale także mechanizm rozdziału mandatów jest niesprawiedliwy. I tak: torysi (konserwatyści) zdobyli 306 mandatów, laburzyści 258, zaś liberałowie 57. Mandat w jednym z okręgów nie został obsadzony z powodu śmierci kandydata; wybory w nim odbędą się w późniejszym terminie.
Według sondażu, 33 proc. badanych chce koalicji Partii Konserwatywnej z Liberalnymi Demokratami. 32 proc. uważa, że lepszym partnerem koalicyjnym byliby dla liberałów laburzyści. 18 proc. respondentów jest zdania, że najlepszym rozwiązaniem byłby mniejszościowy rząd torysów.
Przy ordynacji proporcjonalnej liberałowie z 23 proc. głosów w skali całego kraju posiadaliby ok. 130 mandatów, zaś konserwatyści z 36,5 proc. głosów ok. 250, laburzyści z 29,2 proc. ok. 200. Większa rola przypadłaby pozostałym partiom, na które oddano łącznie 11,4 proc. głosów.
Główną przeszkodą w koalicyjnych rozmowach liberałów i torysów jest opór w Partii Konserwatywnej przeciwko ordynacji proporcjonalnej. Lider konserwatystów David Cameron obiecał jedynie powołanie międzypartyjnej komisji, która ma się przyjrzeć tej sprawie.
Powodem niechęci wobec ordynacji proporcjonalnej jest wśród torysów przekonanie, że rząd musi być silny, a rządy koalicyjne są chwiejne. Zdaniem gazety "City AM", jeśli konserwatyści przystaną na system proporcjonalny, to już nigdy nie będą mogli rządzić samodzielnie.
Laburzyści proponują liberałom natychmiastowy projekt ustawy ws. referendum o zmianie ordynacji wyborczej, ale liberałowie zasygnalizowali, że woleliby układ z torysami, ponieważ są największą partią w Izbie Gmin. W ocenie komentatorów, lider liberałów Nick Clegg przekonany jest, że z Partią Pracy nie da się współpracować tak długo, jak na jej czele stoi Gordon Brown.
57 liberalnych posłów Izby Gmin i 72 członków Izby Lordów poparło w sobotę ideę koalicji liberałów z konserwatystami, wychodząc z założenia, że utworzenie stabilnego rządu jest w interesie kraju. Jednak osiągnięcie porozumienia w tej sprawie przed poniedziałkiem uważane jest za mało prawdopodobne.
Ok. 1 tys. demonstrantów zebrało się w sobotę w Londynie nalegając na Clegga, by nie szedł na ustępstwa wobec torysów ws. reformy ordynacji wyborczej.pap, em