Pracują od światu do nocy, wymyślając strategię kampanii i dbając o każdy, nawet najmniejszy jej szczegół. Ale to nie jest gra tylko na swojego kandydata, sztabowcy walczą także o własną polityczną przyszłość - pisze"Polska The Times".
Tomasz Kalita, rzecznik prasowy Sojuszu Lewicy Demokratycznej od kilku tygodni wstaje bladym świtem, kładzie się spać po północy i pilnuje kampanii. Takich jak on jest w sztabie Napieralskiego jeszcze kilku, w pozostałych sztabach kolejnych kilkunastu. "Zaczynamy o 8.30, pracujemy do około 22" - opowiada Kalita. Młodzi ludzie, ambitni. Jeden rzucił nawet, że może powinni spotkać się już o 6.30, ale zrugali nadgorliwca. Małgorzata Kidawa-Błońska przyznaje, iż w środę wieczorem zorientowała się, że przez cały dzień nie wypiła filiżanki herbaty, bo kawy od lat nie pija. "Od siódmej biegam: sztab, Sejm, sztab, Sejm, i tak do wieczora. W domu jestem około 23" - opowiada rzeczniczka Bronisława Komorowskiego.
Zagadnięta, że trochę w sztabie przyspali, że to sztabowcy Prawa i Sprawiedliwości odpalili kampanię z lepszym skutkiem, protestuje. "To dopiero początek. A poza tym, cóż takiego sztabowcy PiS pokazali? Nie było jeszcze merytorycznej dyskusji". Tyle, że trwająca właśnie kampania prezydencka nie będzie merytoryczna. "To będzie kampania oparta na symbolach" - uważa prof. Kazimierz Kik, politolog. A w takiej kampanii liczy się pomysł i infrastruktura.