Po ataku izraelskich komandosów na propalestyńską flotyllę, postawa Turcji niepokoi Amerykanów. Coraz częściej słyszy się opinie, iż odważne wypowiedzi i nieprzewidywalne działania tureckich polityków są znakiem, że kraj ten powoli wycofuje się ze swoich starań o członkostwo w Unii Europejskiej na rzecz wzmocnienia swojego sojuszu z islamskimi rywalami Zachodu - pisze dziennik "The New York Times".
Turcja, dzięki swoim położeniu geopolitycznemu, bardzo często pełni rolę mediatora w stosunkach Europy z Azją, czy Stanów Zjednoczonych z Bliskim Wschodem. Przez lata, konsekwentnie i rzetelnie podążając za założeniami amerykańskiej polityki zagranicznej, Turcja była jednym z najbardziej elastycznych sojuszników Stanów Zjednoczonych. Dziś jednak sytuacja ta zaczyna się zmieniać. Władze tureckie przyjmują nowe podejście do polityki swojego regionu i coraz ostrzejsza retoryka nie rzadko mija się z założeniami polityki amerykańskiej.
Zmiana tureckiej polityki zagranicznej została uwidoczniona przez wydarzenia zeszłego tygodnia, kiedy to propalestyńska flotylla niosąca pomoc humanitarną dla Strefy Gazy została zaatakowana przez Izrael. W tym wydarzeniu zastrzelonych zostało dziewięciu tureckich aktywistów, kilkudziesięciu trafiło do aresztu, wskutek czego stosunki między Izraelem a Turcji, wieloletnimi sojusznikami, znacznie się pogorszyły. Premier Turcji, Recep Tayyıp Erdoğan, oskarżył Izrael nawet o "terroryzm państwowy". Nie są to dobre wieści dla Stanów Zjednoczonych, dla których Izrael od lat jest jednym z największych i bardziej strategicznych sojuszników. Stosunki między USA a Turcją pogorszyły się również w maju, kiedy Turcja, wraz z Brazylią, ogłosiła zawarcie umowy z Iranem ws. paliwa atomowego. Iran jest jedynym, zaraz po Rosji, alternatywnym źródłem energii dla Turcji. Oliwy do ognia w stosunkach amerykańsko-tureckich dolały również wtorkowe wizyty Mahmuda Ahmadineżada oraz Władimira Putina w Stambule podczas regionalnego szczytu w sprawie bezpieczeństwa. Wcześniej, w 2003, w wyniku głosowania wewnątrz rządzącej partii, Turcja nie zgodziła się na to by amerykańskie wojska wkroczyły na teren Iraku z terytorium Turcji.
Jak pisze dziennik "The New York Times", odważna polityka Turcji sprawia, iż jej premier - Recep Tayyıp Erdoğan- staje się bohaterem świata arabskiego. Jest ona również wyzwaniem dla Amerykanów, którzy od lat borykają się z dwoma głównymi problemami regionu - konfliktem izraelsko-palestyńskim oraz agresywną polityką Iranu w kwestii programów nuklearnych.
Amerykanie twierdzą, iż Turcy wprowadzają do regionu chaos i nieporozumienie. Jednak, patrząc na tę sytuację z tureckiej perspektywy, można zrozumieć działania polityków z Ankary, którzy usiłują zachować dobre stosunki z mieszkańcami ich własnego "podwórka". "Bez względu na liczne deklaracje, Amerykanie ciągle nie mogą przyzwyczaić się do świata, w którym inne kraje niż USA chcą mieć coś do powiedzenia w polityce światowej i tej swojego regionu" - mówi Soli Ozel, profesor stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Bilgi w Istanbule. "To jest nasze 'podwórko' i nie chcemy tu problemów. Amerykanie dokonali tu spustoszenia, a teraz my musimy to sprzątać" - dodaje Ozel. Tureckie działania mogą być interpretowane również przez pryzmat starań tego kraju o przystąpienie do Unii Europejskiej. Turcja, która od lat ubiega się o członkostwo w Unii Europejskiej, czuje się coraz bardziej zawiedziona brakiem pozytywnych rezultatów tych starań, w wyniku czego zaczyna ona szukać nowych sojuszników.
Dziś, Turcja to państwo demokratyczne z konkurencyjną gospodarką, która zajmuje miejsce wśród sześciu największych gospodarek świata. W przeciwieństwie do Jordanii czy Egiptu, które w dużym stopniu polegają na pomocy amerykańskiej, Turcja jest finansowo niezależna od Stanów Zjednoczonych.
Politycy amerykańscy i tureccy starają się ukrócić spekulacje na temat ich pogarszających się stosunków, twierdząc, iż oba krają dzielą jeden wspólny cel - pokój na Bliskim Wschodzie. Mimo to, jak pisze "The New York Times" niektóre z ich drastycznie różniących się opinii wydają się uniemożliwiać współpracę, szczególnie, jeśli chodzi o Hamas oraz kwestie dotyczące bezpieczeństwa Izraela.
The New York Times
kr
Zmiana tureckiej polityki zagranicznej została uwidoczniona przez wydarzenia zeszłego tygodnia, kiedy to propalestyńska flotylla niosąca pomoc humanitarną dla Strefy Gazy została zaatakowana przez Izrael. W tym wydarzeniu zastrzelonych zostało dziewięciu tureckich aktywistów, kilkudziesięciu trafiło do aresztu, wskutek czego stosunki między Izraelem a Turcji, wieloletnimi sojusznikami, znacznie się pogorszyły. Premier Turcji, Recep Tayyıp Erdoğan, oskarżył Izrael nawet o "terroryzm państwowy". Nie są to dobre wieści dla Stanów Zjednoczonych, dla których Izrael od lat jest jednym z największych i bardziej strategicznych sojuszników. Stosunki między USA a Turcją pogorszyły się również w maju, kiedy Turcja, wraz z Brazylią, ogłosiła zawarcie umowy z Iranem ws. paliwa atomowego. Iran jest jedynym, zaraz po Rosji, alternatywnym źródłem energii dla Turcji. Oliwy do ognia w stosunkach amerykańsko-tureckich dolały również wtorkowe wizyty Mahmuda Ahmadineżada oraz Władimira Putina w Stambule podczas regionalnego szczytu w sprawie bezpieczeństwa. Wcześniej, w 2003, w wyniku głosowania wewnątrz rządzącej partii, Turcja nie zgodziła się na to by amerykańskie wojska wkroczyły na teren Iraku z terytorium Turcji.
Jak pisze dziennik "The New York Times", odważna polityka Turcji sprawia, iż jej premier - Recep Tayyıp Erdoğan- staje się bohaterem świata arabskiego. Jest ona również wyzwaniem dla Amerykanów, którzy od lat borykają się z dwoma głównymi problemami regionu - konfliktem izraelsko-palestyńskim oraz agresywną polityką Iranu w kwestii programów nuklearnych.
Amerykanie twierdzą, iż Turcy wprowadzają do regionu chaos i nieporozumienie. Jednak, patrząc na tę sytuację z tureckiej perspektywy, można zrozumieć działania polityków z Ankary, którzy usiłują zachować dobre stosunki z mieszkańcami ich własnego "podwórka". "Bez względu na liczne deklaracje, Amerykanie ciągle nie mogą przyzwyczaić się do świata, w którym inne kraje niż USA chcą mieć coś do powiedzenia w polityce światowej i tej swojego regionu" - mówi Soli Ozel, profesor stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Bilgi w Istanbule. "To jest nasze 'podwórko' i nie chcemy tu problemów. Amerykanie dokonali tu spustoszenia, a teraz my musimy to sprzątać" - dodaje Ozel. Tureckie działania mogą być interpretowane również przez pryzmat starań tego kraju o przystąpienie do Unii Europejskiej. Turcja, która od lat ubiega się o członkostwo w Unii Europejskiej, czuje się coraz bardziej zawiedziona brakiem pozytywnych rezultatów tych starań, w wyniku czego zaczyna ona szukać nowych sojuszników.
Dziś, Turcja to państwo demokratyczne z konkurencyjną gospodarką, która zajmuje miejsce wśród sześciu największych gospodarek świata. W przeciwieństwie do Jordanii czy Egiptu, które w dużym stopniu polegają na pomocy amerykańskiej, Turcja jest finansowo niezależna od Stanów Zjednoczonych.
Politycy amerykańscy i tureccy starają się ukrócić spekulacje na temat ich pogarszających się stosunków, twierdząc, iż oba krają dzielą jeden wspólny cel - pokój na Bliskim Wschodzie. Mimo to, jak pisze "The New York Times" niektóre z ich drastycznie różniących się opinii wydają się uniemożliwiać współpracę, szczególnie, jeśli chodzi o Hamas oraz kwestie dotyczące bezpieczeństwa Izraela.
The New York Times
kr