Grecki dziennikarz ginie w poniedziałek przed swoim domem w Atenach z rąk nieznanych sprawców. Policja mówi o zamachu terrorystycznym. Czy w Grecji powraca koszmar z lat 70-tych?
Gdy doszło do zastrzelenia mało znanego greckiego dziennikarza i bloggera pod jego domem w Atenach, nie brakowało spekulacji na temat odwetu ze strony tajemniczych postaci ze świata przestępczego. Ale w ciągu kilku godzin do śledczych badających okoliczności morderstwa dołączyli oficerowie do walki z terrorem. Nastąpiło to po zbadaniu łusek po 16 nabojach wystrzelonych do Sokratisa Gioliasa i po wykazaniu ich związku z bronią używanej podczas ataków przez najbardziej krwawe greckiego ugrupowanie partyzanckiego zwanego Sektą Rewolucjonistów.
Te doniesienia wzbudziły poważne obawy, że w Grecji odradza się miejscowy terroryzm, plaga nękająca kraj od początku lat 70-tych, która zdaje się od półtora roku powracać wraz z pojawieniem się kilku nowych organizacji bojowych. Grecka policja potwierdziła, że sprawę Gioliasa traktują jako akt terroryzmu. Ujawniono też, że strzały do dziennikarza padły z dwóch pistoletów używanych już wcześniej w atakach w Atenach, do których przyznali się rewolucjoniści.
Ataki na dziennikarzy należą w Grecji do rzadkości. Sekta Rewolucjonistów ogłosiła jednak w 2009 roku, że ta grupa znajduje się na ich czarnej liście. W swym oświadczeniu napisała, że dziennikarze „zmyślają informacje, by społeczeństwo było potulne i służalcze". Padła też groźba: „Dziennikarze, teraz stoimy u waszych drzwi, następnym razem spotkamy się w waszych domach”.
Podczas gdy niektórzy analitycy twierdzą, że ostatni atak może świadczyć o odrodzeniu się terroryzmu w Grecji, inni specjaliści podkreślają odmienność w stylu pomiędzy współczesnymi atakami a tymi z lat 70-tych i 80-tych. Sama zresztą Sekta Rewolucjonistów wyraźnie dała do zrozumienia tę różnicę w swym oświadczeniu: „Nie interesuje nas polityka, ale partyzanckie działania wojenne".
wrns
Te doniesienia wzbudziły poważne obawy, że w Grecji odradza się miejscowy terroryzm, plaga nękająca kraj od początku lat 70-tych, która zdaje się od półtora roku powracać wraz z pojawieniem się kilku nowych organizacji bojowych. Grecka policja potwierdziła, że sprawę Gioliasa traktują jako akt terroryzmu. Ujawniono też, że strzały do dziennikarza padły z dwóch pistoletów używanych już wcześniej w atakach w Atenach, do których przyznali się rewolucjoniści.
Ataki na dziennikarzy należą w Grecji do rzadkości. Sekta Rewolucjonistów ogłosiła jednak w 2009 roku, że ta grupa znajduje się na ich czarnej liście. W swym oświadczeniu napisała, że dziennikarze „zmyślają informacje, by społeczeństwo było potulne i służalcze". Padła też groźba: „Dziennikarze, teraz stoimy u waszych drzwi, następnym razem spotkamy się w waszych domach”.
Podczas gdy niektórzy analitycy twierdzą, że ostatni atak może świadczyć o odrodzeniu się terroryzmu w Grecji, inni specjaliści podkreślają odmienność w stylu pomiędzy współczesnymi atakami a tymi z lat 70-tych i 80-tych. Sama zresztą Sekta Rewolucjonistów wyraźnie dała do zrozumienia tę różnicę w swym oświadczeniu: „Nie interesuje nas polityka, ale partyzanckie działania wojenne".
wrns