Palestyńczycy mogą obawiać się jutrzejszych pokojowych rozmów w USA wiedząc, że szala zwycięstwa przechylona jest na stronę Izraela – pisze dzisiejszy „The Guardian”.
Cóż za ironia, że zaciekły wróg Palestyny może być także jej wybawcą. Istnieje niebezpieczeństwo, że izraelsko-palestyńskie rozmowy, które mają rozpocząć się jutro w Waszyngtonie, mogą przynieść porozumienie, które będzie dalekie od zgodności z prawem międzynarodowym i opóźni sprawę Palestyny o następne dekady, jeśli nie na zawsze.
Celem jutrzejszych rozmów jest wypracowanie obustronnego porozumienia, które mogłoby zakończyć konflikt. Założenia umowy są podobne do tych, które były proponowane w przeszłości i upadły. Są one bardzo krzywdzące w stosunku do Palestyńczyków. Historyczna część Palestyny zostanie rozdzielona, zgodnie z linią wypracowaną w 1967 roku, pomiędzy Izrael w 78 proc., a niezdefiniowana część Wschodniego Brzegu stanie się Izraelem. W rezultacie z państwa palestyńskiego, zostanie mniej niż 20 proc. powierzchni. Ile ze Wschodniej Jerozolimy zostanie przydzielone Palestyńczykom, jeszcze nie zostało ustalone. Co więcej, uchodźcy nie będą mieli możliwości powrotu.
Izraelski premier ustalił swoje warunki już przed rozpoczęciem rozmów. Chce on, by Izrael zachował Dolinę Jordanu, by Jerozolima pozostała niepodzielną stolicą Izraela. Co więcej, państwo palestyńskie musi zostać rozbrojone, z granicami i przestrzenią powietrzną pod izraelskim nadzorem. Ponadto, by porozumienie doszło do skutku, Palestyńczycy muszą najpierw rozpoznać Izrael, jako państwo żydowskie i gwaranta ich bezpieczeństwa.
Jeśli któraś z wersji tego scenariusza zostałaby zatwierdzona, zniszczyłoby to sprawę palestyńską i doprowadziło do zamętu w palestyńskich szeregach. Taki obrót spraw prześladuje wielu Palestyńczyków, którzy ani nie wierzą, ani nie szanują negocjatorów, którzy według nich, mogą zrzec się palestyńskich praw. To może wydać się niesprawiedliwe, ale obywatele Palestyny mogą być spokojni, bo jeśli będzie jakakolwiek możliwość pokojowego porozumienia ze strony Waszyngtonu, strona Izraelska nie nigdy do tego nie dopuści – twierdzi autorka tekstu.
kb
Celem jutrzejszych rozmów jest wypracowanie obustronnego porozumienia, które mogłoby zakończyć konflikt. Założenia umowy są podobne do tych, które były proponowane w przeszłości i upadły. Są one bardzo krzywdzące w stosunku do Palestyńczyków. Historyczna część Palestyny zostanie rozdzielona, zgodnie z linią wypracowaną w 1967 roku, pomiędzy Izrael w 78 proc., a niezdefiniowana część Wschodniego Brzegu stanie się Izraelem. W rezultacie z państwa palestyńskiego, zostanie mniej niż 20 proc. powierzchni. Ile ze Wschodniej Jerozolimy zostanie przydzielone Palestyńczykom, jeszcze nie zostało ustalone. Co więcej, uchodźcy nie będą mieli możliwości powrotu.
Izraelski premier ustalił swoje warunki już przed rozpoczęciem rozmów. Chce on, by Izrael zachował Dolinę Jordanu, by Jerozolima pozostała niepodzielną stolicą Izraela. Co więcej, państwo palestyńskie musi zostać rozbrojone, z granicami i przestrzenią powietrzną pod izraelskim nadzorem. Ponadto, by porozumienie doszło do skutku, Palestyńczycy muszą najpierw rozpoznać Izrael, jako państwo żydowskie i gwaranta ich bezpieczeństwa.
Jeśli któraś z wersji tego scenariusza zostałaby zatwierdzona, zniszczyłoby to sprawę palestyńską i doprowadziło do zamętu w palestyńskich szeregach. Taki obrót spraw prześladuje wielu Palestyńczyków, którzy ani nie wierzą, ani nie szanują negocjatorów, którzy według nich, mogą zrzec się palestyńskich praw. To może wydać się niesprawiedliwe, ale obywatele Palestyny mogą być spokojni, bo jeśli będzie jakakolwiek możliwość pokojowego porozumienia ze strony Waszyngtonu, strona Izraelska nie nigdy do tego nie dopuści – twierdzi autorka tekstu.
kb