Jak pisze "FT", dla mediów i obrońców praw człowieka, sprawa Kłymentiewa jest symbolem odwrotu ekipy prezydenta Wiktora Janukowycza od swobód demokratycznych, które przyniosła pomarańczowa rewolucja z 2004 roku. "Niektórzy oskarżają Janukowycza o skręcanie w kierunku miękkiego autorytaryzmu Władimira Putina" - przypomina dziennik.
Te obawy są uzasadnione. Janukowycz, który w lutym wygrał wybory prezydenckie, nagiął konstytucję w celu zebrania większości parlamentarnej, a trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego mianowanych za czasów jego prozachodniego poprzednika Wiktora Juszczenki, ustąpiło w dziwnych okolicznościach. Latem koalicja Jankowycza przyjęła, później zmieniając, prawo ograniczające konkurencję w październikowych wyborach lokalnych.
Zdaniem "FT", Janukowycz, który przed wyborami prezydenckimi wspierał system parlamentarno-gabinetowy, obecnie dąży do powrotu na Ukrainie systemu prezydenckiego.
Tymczasem dziennikarze skarżą się, że w kraju powraca cenzura i zastraszanie. W ostatnim czasie sąd w Kijowie pozbawił licencji dwa niezależne kanały telewizyjne kojarzone z opozycją. Reporterzy bez Granic ostrzegają o "znacznym wzroście prób bezpośredniego blokowania" mediów.
Jednak zdaniem "FT" sytuacja na Ukrainie różni się od tej w Rosji. "Rządy Janukowycza są bardziej zbliżone do przejęcia państwa przez grupę oligarchów niż do przechwycenia władzy państwowej przez Putina. Rok 2004 pokazał, że Ukraińcy są w większym stopniu niż Rosjanie gotowi do obrony swoich praw".
Zachód nie do końca wie, jak poradzić sobie z sytuacją na Ukrainie.
"Ostre upomnienie grozi pchnięciem Janukowycza w stronę Rosji. UE straciła część autorytetu, utrzymując w niepewności Ukrainę co do członkostwa, a wielu obywateli jest rozczarowanych kłótniami w rządzie. Są jednak oznaki, że biznesowi zwolennicy Janukowycza wolą zacieśniać więzi z Europą, a nie z Rosją. (...) Spuścizna pomarańczowej rewolucji jest zróżnicowana. Jednak jej demokratyczne zdobycze w żadnym wypadku nie powinny być zaprzepaszczone" - konkluduje "Financial Times".
PAP