Według gazety, cytującej anonimowe źródła w DCRI, z woli Pałacu Elizejskiego powołano nawet specjalną "grupę", złożoną z byłych pracowników służb wywiadowczych, "zdobywającą billingi telefonów stacjonarnych i komórkowych dziennikarzy, którzy są obiektem szpiegowania". Redakcja "Le Canard Enchaine" utrzymuje, że artykuł jest oparty na wiarygodnych źródłach i nie należy go uznawać za jeden z żartów, których nie brak na łamach tego satyrycznego pisma.
Pałac Elizejski nazwał oskarżenia "Le Canard Enchaine" "całkowicie niedorzecznymi", a Xavier Bertrand, sekretarz generalny prezydenckiej partii Unii na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP) określił je jako "banialuki". Zarzutom zaprzeczył też stanowczo szef MSW, Brice Hortefeux. W czwartek rano na antenie telewizji France 2 podkreślił, że "zadaniem DCRI nie jest szpiegowanie dziennikarzy, ale zatrzymywanie terrorystów". "W naszym kraju nie ma policji politycznej. (...) DCRI to nie jest Stasi czy KGB" - oświadczył Hortefeux.
Inaczej podchodzi do tej sprawy opozycja. Działacze Partii Socjalistycznej domagają się dochodzenia w sprawie zasadności tych zarzutów oraz przesłuchania szefa kontrwywiadu przez parlamentarną komisję. Jedna z deputowanych tej partii, Aurelie Filippetti, wezwała prezydenta Sarkozy'ego do pilnego złożenia wyjaśnień. Nazwała go przy tej okazji "duchowym synem Richarda Nixona", czyniąc aluzję do słynnej afery w USA - Watergate z lat 70., dotyczącej szpiegowania politycznych przeciwników.
Artykuł w "Le Canard Enchaine" jest kolejną publikacją na temat domniemanego szpiegowania mediów na polecenie prezydenta. W połowie września dziennik "Le Monde" zarzucił Pałacowi Elizejskiemu, że śledził jednego z dziennikarzy tej gazety, zajmującego się finansowo-polityczną aferą Woerth-Bettencourt, w którą zamieszany jest obecny minister pracy Eric Woerth. Konsekwencją tej sprawy było zwolnienie ze stanowiska "zdemaskowanego" przez służby wysokiego urzędnika w ministerstwie sprawiedliwości, który informował "Le Monde", zastrzegając sobie anonimowość.
Kontrwywiad ostatecznie przyznał, że śledził dziennikarza "Le Monde", choć zaprzeczył, by dostał takie polecenie z Pałacu Elizejskiego. Jak przypominają media, w ostatnich tygodniach doszło do niewyjaśnionych do tej pory serii kradzieży w redakcji znanych tytułów prasowych. Włamano się do redakcji portalu informacyjnego Mediapart i skradziono stamtąd słynne już potajemne nagrania rozmów Liliane Bettencourt, które rozpętały całą głośną aferę wokół dziedziczki L'Oreal. Dwa tygodnie później skradziono z kolei komputery dziennikarzy tygodnika "Le Point" i "Le Monde", pracujących nad aferą Bettencourt. Jak na razie, policja nie stwierdziła związku między tymi trzema kradzieżami.
pap