"Litwa, niczym rozkapryszone dziecko, już od ponad 20 lat zwodzi Warszawę wciąż obiecując, że pozwoli (litewskim) Polakom na zapis ich nazwisk w dokumentach z polskimi znakami diakrytycznymi" - pisze dziennik. Przypomina, że "Polska już dawno zezwoliła mieszkającym na jej terytorium Litwinom na zapis imienia i nazwiska po litewsku", gdy tymczasem "w litewskim Sejmie dominują nastroje z pierwszej połowy XX wieku, gdy Polacy byli uważani za największych wrogów".
Dziennik zastanawia się, czy na wzór polskich mediów, które ostro skrytykowały decyzję polskich najwyższych władz, że nie wezmą udziału w wileńskich obchodach Dnia Obrońców Wolności, "również i my nie powinniśmy krytycznie ocenić niemrawe działania naszego Sejmu, a nawet zacofanie kulturalne, przynajmniej jeżeli chodzi o rozstrzygnięcie pisowni nazwisk". "Lietuvos Rytas" odnotowuje, że pisownia oryginalnego nazewnictwa w Europie nie stanowi już od dawna problemu. "Finów na przykład absolutnie nie drażni to, że w ich kraju nazwy miejscowości są pisane również w języku szwedzkim, jeżeli mieszka w niej co najmniej 10 proc. Szwedów" - pisze dziennik.
"Dlatego też dużym błędem władz litewskich było twierdzenie, iż o pogorszeniu relacji polsko-litewskich zadecydowały jedynie działania zadufanego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego" - uważa gazeta. "Litwie teraz najmniej potrzebne jest obrażanie się. Wręcz odwrotnie, należy krok po kroku rozstrzygać zadawnione problemy w stosunkach polsko-litewskich, realizować korzystne dla obu stron projekty" - pisze dziennik.
Wyraża też opinię, że "jeżeli Litwa nie nauczy się zachowywać w sposób cywilizowany, to w Unii Europejskiej zostanie bez przyjaciół". "Niewykluczone, że już bez nich zostaliśmy. Przecież nawet Estonia na obchody 13 stycznia przysłała tylko wiceprzewodniczącego parlamentu" - czytamy w "Lietuvos Rytas".
PAP