Innych autokratów w świecie arabskim może spotkać podobny los, jak prezydenta Ben Alego, a następnym krajem, w którym wybuch niezadowolenia społecznego może zmieść władzę, może być Egipt - ocenia "Times". "We wszystkich państwach Afryki Północnej starzejący się politycy sprawujący władzę zbyt długo stosują różne zabiegi, by utrzymać się u rządów, mimo rosnącego niezadowolenia społecznego. Najwyraźniej widać to w Egipcie, kraju będącym klamrą świata arabskiego" - przestrzega.
Gazeta przypomina, że sekretarz stanu USA Hillary Clinton w przemówieniu w jednym z państw Zatoki Perskiej ostrzegła w tych dniach rządy państw arabskich, iż "korupcja, represje i odmawianie ludziom praw jest dla nich groźne". Jej zdaniem powinni się liberalizować póki czas. W przeciwnym razie, tak jak Tunezji, grożą im rozruchy społeczne i ekstremizm.
O zmuszonym do ucieczki z kraju prezydencie Tunezji "Times" napisał, że w polityce zagranicznej opierał się na Francji, dawnym mocarstwie kolonialnym, a w USA starał się dać poznać jako polityk pragmatyczny, na którym można polegać, że twardo rozprawi się z islamskimi ekstremistami. W polityce wewnętrznej jego rządy opierały się na nieformalnej umowie społecznej oferującej Tunezyjczykom stabilizację, bezpieczeństwo, zachodnie inwestycje i przychody z turystyki. W zamian domagał się niekwestionowanego posłuszeństwa swoim rządom.
"Umowa społeczna opierała się na dwóch kruchych założeniach: poziom życia będzie się podnosił dorównując tempu przyrostu naturalnego i aspiracji społecznych, a niezadowolenie społeczne z powodu nieuchronnych nadużyć jednoosobowych rządów da się tłumić w nieskończoność" - tłumaczy gazeta.
"Jak podczas wszystkich klasycznych rewolucji, społeczna złość z powodu zwyżki cen chleba wydobyła na jaw gamę problemów: frustrację młodych i wykształconych, napotykających trudności w znalezieniu pracy, niezadowolenie klas średnich zmuszonych do przekupywania skorumpowanych urzędników i ekscesy drugiej prezydenckiej żony - tunezyjskiej Imeldy Marcos" - dodaje.
zew, PAP