Jak zaznacza "Economist", słowackiej premier zależy na urzeczywistnianiu rządów prawa, głosi ona fiskalną odpowiedzialność i chce przywrócenia reputacji swego kraju jako "tygrysa Europy". Problemem jest jednak to, że jej wizji mogą nie sprostać umiejętności polityczne. Nie jest nawet przywódczynią swojej partii SDKU, którą kieruje były premier, a obecnie minister spraw zagranicznych Mikulasz Dzurinda. Czteropartyjną koalicję drążą konflikty, a groteskowe sceny w parlamencie (gdzie m.in. deputowanym nakazywano fotografowanie używanych w tajnym głosowaniu kart wyborczych dla wyegzekwowania dyscypliny partyjnej) skłoniły szefową rządu, by zagrozić swą dymisją - ale niewielu się tym przejęło.
"Nie okazała również wielkiego wyczucia w polityce zagranicznej. Samolubną odmową współfinansowania pomocy dla Grecji rozgniewała przywódców innych państw strefy euro. Radiczova twierdzi, że drażni ją aprobowanie ekstrawaganckich +socjalnych hipotek+ w takich krajach jak Hiszpania, Portugalia i Grecja. Niektórzy twierdzą jednak, że purystycznie wolnorynkowe zasady rządu pochodzą nie od Radiczovej, lecz od ministra finansów Ivana Miklosza, uzdolnionego architekta słowackich reform prorynkowych sprzed 10 lat" - wskazuje tygodnik.
"W każdym razie Słowacja może natrafić na niewielu przyjaciół w Brukseli, gdy później w tym roku rozpoczną się skomplikowane negocjacje budżetowe Unii Europejskiej. Już teraz wschodni Europejczycy spotykają się z twardą postawą europejskich skarbników" - podkreśla "Economist".pap