Posunięcia takie - jak przypomina "Washington Post" - przeprowadziły same Niemcy, ale propozycja wywołała sprzeciw w krajach planujących wejście do strefy euro, jak Polska. Dziennik cytuje tu premiera Donalda Tuska, który - jak pisze gazeta - "zapytał przywódców Francji i Niemiec, czy rzeczywiście sądzą, że mają prawo traktować innych w ten sposób".
Amerykański dziennik zdaje się solidaryzować z tymi zastrzeżeniami. Zgadza się, że można podejrzewać, iż choć plan Merkel i Sarkozy'ego "stanowi w pewnym stopniu spóźnione uznanie konieczności", to zaproponowano go także w egoistycznym narodowym interesie tych państw i że jego przyjęcie może zahamować wzrost gospodarczy w mniejszych krajach UE. "Obcięcie kosztów emerytur redukuje dług publiczny, a związanie płac z wydajnością pracy sprzyja wzrostowi gospodarki. Jednak wtłaczanie krajów w konstytucyjny kaftan bezpieczeństwa nie jest mądrzejsze w Europie niż w USA" - pisze dziennik.
Inne sugestie w pakcie, jak podwyżka podatków od korporacji, wydają się - zdaniem gazety - skierowane głównie przeciw "kilku mniejszym krajom, w których takie podatki są niskie". "Washington Post" powołuje się na opinię ekonomisty z Peterson Institute for International Economics, Jacoba Funka Kirkegaarda, który powiedział, że "jest jasne, iż nic w pakcie nie powstrzyma Niemiec lub innych krajów mających nadwyżki budżetowe w ich dążeniu do zapewnienia sobie wzrostu opartego na eksporcie i dyscypliny (fiskalnej) dla innych krajów i partnerów handlowych". "Innymi słowy, Berlin wesprze stabilne euro, w zamian za co inni Europejczycy, ale nie Niemcy, zaakceptują na nieokreśloną przyszłość niższą stopę życiową i mniejszą suwerenność" - pisze dziennik.
"Washington Post" przewiduje, że zadłużone kraje strefy euro zgodzą się prawdopodobnie na pakt, bo "nie mają raczej wyboru, nie będąc w stanie zdewaluować swej waluty (której już nie mają)". "Muszą one mieć nadzieję, że pani Merkel ma rację mówiąc, iż niemieckie doświadczenia dowodzą, że fiskalne zaciśnięcie pasa i wzrost mogą iść w parze. Jeśli jednak nie ma ona racji, Europejskie Marzenie może się przekształcić w koszmar dla znacznych obszarów kontynentu - i wielu jego obywateli może postrzegać wspólny Europejski Dom jako kierowany przez Niemców dom cierpień" - konkluduje "Washington Post".
PAP