Merkel - jak pisze publicysta - dąży do nowego paktu między członkami strefy euro, który synchronizowałby wszystko: od pułapów długu publicznego i stawek podatkowych po wiek emerytalny. Dla niektórych członków eurolandu propozycje te ingerują jednak nadmiernie w kompetencje narodowe. "Belgia nie chce zrezygnować z indeksacji wynagrodzeń, a Irlandia uważa, że samobójstwem byłaby rezygnacja z niskich stawek podatku od przedsiębiorstw. Inni twierdzą, że proponowany pakiet ma najwyraźniej odciągnąć uwagę od bardziej palącej potrzeby zwiększenia funduszy w europejskim instrumencie stabilności finansowej. Generalnie lokomotywę czekają liczne żółte światła, zanim nabierze prędkości" - czytamy na łamach "FT".
Publicysta dziennika podkreśla, że Niemcy traktują obronę wspólnej waluty jako jeden ze swoich podstawowych interesów narodowych, gdyż rozpad strefy euro zagroziłby ich gospodarczym interesom. "Jest też jednak inny wymiar tej sprawy. Przez ponad pół wieku integracja europejska była kotwicą niemieckiej polityce zagranicznej. Zerwanie tej więzi stanowiłoby doniosłą decyzję" - czytamy.
Z kolei Francji fiasko euro groziłoby utratą resztek przywództwa politycznego. "Jak usłyszałem podczas niedawnej wizyty w Paryżu, Berlin zwróciłby się na wschód ku Rosji i ku swoim nowym rynkom eksportowym w Chinach" - pisze Stephens. Ponadto Paryż mógłby spaść do rangi gospodarki drugiej klasy obok Włoch i Hiszpanii.
"Nie jest jeszcze całkiem jasne, jak wpłynęłoby to na kraje pozostają poza unią monetarną. Podczas wspólnej wizyty w Warszawie w tym tygodniu niemiecka kanclerz i francuski prezydent zapewniali, że Polska i reszta krajów nie zostaną całkowicie wykluczone. Ale kryzys euro oznaczał potężny wstrząs polityczny. Być może lokomotywa jest jeszcze ospała, ale znów ruszyła i maruderzy mogą pozostać w tyle" - konkluduje publicysta "FT".
PAP