Krucyk tłumaczy, że twierdzenia strony polskiej o tym, iż w Bykowni pochowano nawet 3,5 tysiąca Polaków, są bezpodstawne. Przypomina, że wymieniając tę liczbę Polacy powołują się na decyzję władz sowieckiej Rosji z 5 marca 1940 r., w wyniku której śmierć poniosło w sumie ok. 22 tys. Polaków m.in. w Katyniu, Charkowie i Kalininie. "We wspomnianej decyzji wiadomości o liczbie Polaków w Bykowni nie ma" - podkreśla.
Krucyk podważa także wyniki prac archeologicznych, prowadzonych w Bykowni w minionych latach przez Ukraińców przy pomocy eksperckiej zespołu pod kierunkiem prof. Andrzeja Koli. Odnosi się m.in. do odnalezionych tam polskich guzików wojskowych, stwierdzając, że nie mogą być one podstawą od określenia narodowości pochowanych tam ludzi. Autor artykułu obawia się, że sprawa Bykowni z czasem może stać się dla Ukraińców takim problemem, jak sprawa "polskich obozów koncentracyjnych" dla Polaków. "Niewykluczone, że obecne brudne gry wokół Bykowni służą także polsko-rosyjskiemu zbliżeniu. Nie potrafiąc załatwić własnych sporów historycznych Polska i Rosja postanowiły przenieść je na terytorium Ukrainy i rozwiązać problem kosztem Ukraińców" - napisał Krucyk.
Rozmowy o budowie cmentarza w Bykowni nabrały tempa po spotkaniu prezydenta Bronisława Komorowskiego z premierem Ukrainy Mykołą Azarowem w Charkowie we wrześniu 2010 r. Strona polska ma nadzieję, że odsłonięcie cmentarza nastąpi w maju 2012 r. Podobnie jak inne cmentarze katyńskie nekropolia w Bykowni, gdzie spoczywa ok. 150 tys. ofiar NKWD różnych narodowości, ma składać się z części ukraińskiej i polskiej.
PAP