Pułkownik Kadafi jest teraz bardzo zajęty organizowaniem sobie efektownego zejścia ze sceny politycznej. W Bahrajnie trwa niekończący się kryzys, a cały świat zadaje sobie pytanie, w którym kraju teraz rozpocznie się Jaśminowa Rewolucja. Być może to dobry moment na zastanowienie się nad ukrytymi za tym chaosem realiami Bliskiego Wschodu? - pyta się "The New Yorker".
Chcąc zmierzyć się z tak kontrowersyjnym tematem jak interakcja między ekonomią i islamem w krajach Morza Śródziemnego i Zatoki Perskiej, warto wrócić do słynnego dzieła Maxa Webera "Etyka protestancka i duch kapitalizmu", w którym Weber zauważył związek między reformacją a początkami kapitalizmu. Według Webera, impuls nabywania przedmiotów i chęć gromadzenia pieniędzy same w sobie nie mają niczego wspólnego z kapitalizmem. Te impulsy istnieją i istniały pomiędzy kelnerami, fizykami, artystami, nieuczciwymi urzędnikami, żołnierzami, hazardzistami i żebrakami. To pragnienie właściwe wszystkim ludziom na przestrzeni wieków, bez względu na okoliczności. Kapitalizm tak naprawdę ma więcej wspólnego z umiarem niż z chciwością – a już na pewno jest związany z racjonalnym podchodzeniem do irracjonalnych impulsów.
Wielu studentów z Zachodu uczących się na Bliskim Wschodzie zgadza się z argumentami Webera, tłumaczącymi cechy kapitalizmu. W wydanej przed dwudziestu laty książce „Bogactwo i ubóstwo narodów" profesor Harvardu David Landes, specjalizujący się w historii gospodarczej pisał, że nie da się zrozumieć rozwoju ekonomicznego krajów muzułmańskich bez zrozumienia ich wiary i kultury. Ale już po ataku 11 września Bernard Lewis, profesor uniwersytetu Duke, podważył argumenty Landesa w książce „Jak prawo muzułmańskie wstrzymało rozwój Bliskiego Wschodu”.
Argumenty Landesa i jego zwolenników są w istocie nieco zmienioną wersją poglądów Webera na temat postrzegania pracy przez protestantów, a oni sami – jego następcami. Naukowcy ci znajdują wiele powodów, aby udowodnić tezę, że dziedzictwo islamu stworzyło decydującą barierę w rozwoju Bliskiego Wschodu. Ale to argument nietrafiony.
Nie ma niczego takiego w islamie ani kulturze krajów muzułmańskich, co by powstrzymywało Egipt, Tunezję lub Libię od szybszego rozwoju, poprawy warunków życia ludzi i grania coraz większej roli w systemie wymiany międzynarodowej. Prawdziwe problemy są bardziej przyziemne: obecność łaknących renty ekonomicznej elit; wyż demograficzny, którego rezultatem jest masowe bezrobocie; klątwa ropy naftowej, która w wielu krajach poważnie zaburza działanie gospodarki; dziedzictwo kolonializmu, oraz zagrożenie atakami terrorystycznymi ze strony ekstremistów.
mb
Wielu studentów z Zachodu uczących się na Bliskim Wschodzie zgadza się z argumentami Webera, tłumaczącymi cechy kapitalizmu. W wydanej przed dwudziestu laty książce „Bogactwo i ubóstwo narodów" profesor Harvardu David Landes, specjalizujący się w historii gospodarczej pisał, że nie da się zrozumieć rozwoju ekonomicznego krajów muzułmańskich bez zrozumienia ich wiary i kultury. Ale już po ataku 11 września Bernard Lewis, profesor uniwersytetu Duke, podważył argumenty Landesa w książce „Jak prawo muzułmańskie wstrzymało rozwój Bliskiego Wschodu”.
Argumenty Landesa i jego zwolenników są w istocie nieco zmienioną wersją poglądów Webera na temat postrzegania pracy przez protestantów, a oni sami – jego następcami. Naukowcy ci znajdują wiele powodów, aby udowodnić tezę, że dziedzictwo islamu stworzyło decydującą barierę w rozwoju Bliskiego Wschodu. Ale to argument nietrafiony.
Nie ma niczego takiego w islamie ani kulturze krajów muzułmańskich, co by powstrzymywało Egipt, Tunezję lub Libię od szybszego rozwoju, poprawy warunków życia ludzi i grania coraz większej roli w systemie wymiany międzynarodowej. Prawdziwe problemy są bardziej przyziemne: obecność łaknących renty ekonomicznej elit; wyż demograficzny, którego rezultatem jest masowe bezrobocie; klątwa ropy naftowej, która w wielu krajach poważnie zaburza działanie gospodarki; dziedzictwo kolonializmu, oraz zagrożenie atakami terrorystycznymi ze strony ekstremistów.
mb